Z drugiej strony stołu Gandalf wraz z Elrondem rozmawiali po cichu. Krasnoludy z chęcią jadły wszystko co znalazło się na talerzach. Bilbo wesoło gawędził z elfami, zaś Arii jeszcze nie było. Kili podniósł głowę znad talerza i zauważył elficę wchodzącą na ganek. Wzrok Gandalfa i Elronda od razu podniósł się na kobietę stojącą w wejściu. Miała na sobie czerwoną suknię sięgającą do kostek. W pasie widoczne były wycięte trójkąty, odsłaniające brzuch po bokach. Widoczna była również kostka i noga, gdyż suknia miała nacięcie idące w pionie, aż do biodra. Z delikatnym dekoldem. Rozpuszczone włosy sięgające kostek, unosiły się na lekkim powiewie wiatru. Dziewczyna miała na nogach czerwone rzymianki. Aria nie zwracając na nic uwagi usiadła przy stole obok Kiliego i Filiego. Wzięła ciemne pieczywo i poczęła smarować je masłem.
- Jednak nie boisz się sukienek?- bardziej stwierdził niż zapytał czarodziej.
Dało się słyszeć szczęk łamanego metalu i stukot tego samego tworzywa o podłogę. W ręku dziewczyny pozostała rączka od noża.
- To nie jest tak, że się boję sukni. Chodzi o to, że...
- Że?
- Że, gdy mam na sobię jakąś suknię boję się, że mama to zobaczy.
- Dlaczego?- spytał Bilbo.
- Ponieważ... ponieważ za wszelką cenę chce ze mnie zrobić księżniczkę, a gdy noszę suknie ma jakąś dziwną satysfakcję...
- Ale jej tu nie ma- stwierdził Elrond.
- Gdyby była to by mnie nie było.
- Aha.
Wszyscy wrócili do swoich czynności, zaś elfica wyrzuciła połamanego noża i wzięła drugi.
- Księ... Ario?- spytał starszy elf.
- Tak?
- Już nic. Już nic.
- Wujek chciał się spytać czy zaśpiewasz nam- powiedział jakiś mały chłopczyk.
- Aaa... Dobrze.
- Jednak nie boisz się sukienek?- bardziej stwierdził niż zapytał czarodziej.
Dało się słyszeć szczęk łamanego metalu i stukot tego samego tworzywa o podłogę. W ręku dziewczyny pozostała rączka od noża.
- To nie jest tak, że się boję sukni. Chodzi o to, że...
- Że?
- Że, gdy mam na sobię jakąś suknię boję się, że mama to zobaczy.
- Dlaczego?- spytał Bilbo.
- Ponieważ... ponieważ za wszelką cenę chce ze mnie zrobić księżniczkę, a gdy noszę suknie ma jakąś dziwną satysfakcję...
- Ale jej tu nie ma- stwierdził Elrond.
- Gdyby była to by mnie nie było.
- Aha.
Wszyscy wrócili do swoich czynności, zaś elfica wyrzuciła połamanego noża i wzięła drugi.
- Księ... Ario?- spytał starszy elf.
- Tak?
- Już nic. Już nic.
- Wujek chciał się spytać czy zaśpiewasz nam- powiedział jakiś mały chłopczyk.
- Aaa... Dobrze.
Czasem myślę, że
Nie pasuję do tych czasów.
Zamknę oczy i...
Inny otwiera się świat.
Przez morze biegne kwiatów,
Gaśnie płacz.
Po twarzy słońce,
Słońce gładzi.
La la la la la la laj,
Po cichu,
La la la la la la laj,
Tak śpiewam,
La la la la la la laj.
Cichutko,
La la la la la la laj.*
Śpiewała delikatnym głosem przywodzącym na myśl letnie popołudnie wśród kwiatów i miodu.- Piękne- szepnął chłopczyk.
Aria uśmiechnęła się czule do dziecka.
- Cieszę się, że ci się podoba- powiedziała. -Zaśpiewamy coś razem?
- Ale co takiego?- spytał nieśmiało.
- Co tylko chcesz- odparła z uśmiechem.- Więc?
- Znasz piosenkę "W niespełnieniu"?- spytał.
Pokiwała twierdząco głową.
Mam do ciebie blisko tak,
Tak o oddech,
Tak o raj,
Tak nas dzieli mało, że
Aż strach.
Na zegarze pięć po wpół,
W pół objętych słów,
A my...
O krok.
I choć są motyle,
Nie licz ich...
Nie ufaj mi,
Gdy rozum śpi...
Niech noc nam zamknie drzwi...
Nie ufaj mi,
Gdy głos mi drży...
Dbaj o niespełnione sny...
W niespełnieniu cały czar....
I żal.**
- Ślicznie śpiewasz- powiedziała dziewczyna.W odpowiedzi chłopiec uśmiechnął się od ucha do ucha i podbiegł do niej. Stanął na palcach i szepnął jej do ucha:
- Ty też. W dodatku jesteś najpiękniejszą i najmilszą osobą jaką widziałem- powiedział, po czym pocałował ją w polik i pobiegł do wuja.
- Ale to nie wygodne- jęknęła Aria.
- Trudno- powiedziała Elli, elfica z Rivendell- zakładaj- dodała wskazując białą, smukłą suknię.
Aria miała ugościć wraz z Elrondem kilkoro przejezdnych elfów. Ponieważ byli z rodu królewskiego, w Rivendell wydają specjalną kolację. Dodatkowym punktem będzie ich szczęście, bo przecież kto nie chce być ugoszczony przez mędrca- Elronda - i najważniejszą osobę na świecie- Arię?
- Szaleństwo- powiedziałam.
- Co?- spytała dziewczyna.
- Nic- odparła pośpiesznie. Trochę zbyt szybko.
- Jasne- powiedziała unosząc brew.- Możesz po prostu powiedzieć, że nie chcesz.
- Nie chcę być na przyjęciu- powiedziałam.
- Dlaczego?
- Bo to bez sensu- rzekła- będę miała stać, jeść i pić.
Ellie roześmiała się. Chyba nie podzielała zdania Arii.
- Uwierz mi. Będziesz robić coś więcej.
Gdy godzinę później wyszła z pokoju Arii, księżniczka rzuciła się na łóżko. Miała jeszcze czas. Była dopiero czternasta. Niestety dziewczyna nie umiała siedzieć w miejscu. Nie tęskniła za domem. Tęskniła za dwójką przyjaciół. Wstała i podeszła do koszuli. Miała jedną jedyną małą kieszonkę, w której dziewczyna schowała wisiorek. Teraz wyjęła go.
- Aragorn- szepnęła.
- Wiesz, że tęsknie?- spytała naszyjnik.
Uznając, że z chęcią wykąpałaby się zdjęła suknie, którą założyła rano i wzięła ręcznik. Otworzyła okno. Przedmiot, który wzięła ze sobą położyła na ścieżce wysadzanej białymi kamieniami. Weszła do wody.
Jak wyżej wspomniałam nie lubiła nudy, więc zaczęła śpiewać kołysankę:
Ptaszek zaczął gwizdać a ona śpiewać do melodii. Nagle na skowronka wylało się trochę wody.
- Nic ci nie jest?- spytała Aria i pogłaskała go.
Wstrząsnął się i poleciał. Dziewczyna spojrzała w niebo. Zaczęły się tam gromadzić szare chmury, ale nic nie powinno było kapnąć. Spojrzała przed siebie na wodę w stawie i krzyknęła. Przed nią zrobiony z wody stał gepard. Jego ciało było przejrzyste i krystalicznie czyste. Stał na powierzchni. Oddychał głęboko i powoli wpatrując się w nią swoimi oczami. Wyciągnęła powoli rękę. Trzęsła się, ale nie ze strachu, lecz z zimna, bo zaczął wiać wiatr. Dotknęła go w czoło. Pod jej ręką już nic nie było. Gepard zniknął- najpewniej zmienił się w zawartość stawu.
Aria wyszła i owinęła się ręcznikiem. Weszła do pokoju i zamknęła okno. Wiatr zawył przeraźliwie, zaś ona szybko zasłoniła szybę. Wytarła się i założyła bieliznę. Związała włosy, by jej nie przeszkadzały. Założyła białą przylegającą do ciała suknię z dekoltem na plecach. Była całkiem prosta- tkanina przylegała do ciała i sięgała do ziemi. Była na ramiączka z dekoltem odsłaniającym plecy.
Przeczesała włosy i przełożyła je na bok. Założyła buty na obcasie- białe.
Była za dziesięć szesnasta, więc zeszła na dół. Do głównej sali wchodziło się wielkimi ozłacanymi drzwiami. Przechodząc przez nie poczuła dreszcz. Zagościło u niej wspomnienie.
Patrzyła jak mama ubierała się. Była jeszcze zbyt młoda by chodzić na bal- miała dopiero dziesięć lat. Jej rodzicielka spojrzała na nią.
- Jak wyglądam?- spytała.
- Jak księżniczka- odparła Aria w zachwycie.
Jej matka roześmiała się. Brązowe włosy opadły na ramiona, czerwone usta były ułożone w czarującym uśmiechu, szczupła sylwetka ubrana była w białą suknię przylegającą do ciała. Dekolt odkrywał jej plecy. Całkiem prosta kreacja, ale właśnie swoją prostotą czarowała. Aria obiecała sobie, że w przyszłości będzie nosić tę sukienkę. Spojrzała w zielone roześmiane oczy mamy.
- Wiesz co- powiedziała kobieta- weź tą wstążkę.
Złapała za kokardkę na jej szyi i pociągnęła. Biała wstążka, która wcześniej oplatała jej szyję teraz spoczywała na jej bladej i delikatnej dłoni.
- Nie mogę- powiedziała cichutko Aria.
- Arri. To ci wynagrodzi bycie za młodą, by pójść na bal.
- Dziękuję mamo- powiedziała rzucając się jej na szyję.
Tuliła wstążkę do polików. Mama zatrzymała się jeszcze w drzwiach.
- Podoba ci się ta sukienka?- spytała.
- Bardzo- pisnęła dziewczynka.
- W takim razie... Gdy będziesz starsza i pojedziesz do Rivendell będzie tam na ciebie czekać.
- Cieszę się, że mam na sobie twoją suknię mamo- szepnęła cichutko.
Z malutkiej kieszonki zrobionej specjalnie na zamówienie jej mamy wyjęła białą wstążkę i zawiązała ją w kokardkę wokół szyi. "Jestem do niej podobna" pomyślała "mam taką samą figurę i ten sam kolor oczu co ona, w dodatku jestem w tej sukience co ona." Roześmiała się. Dotknęła delikatnego materiału zawiązanego wokół szyi i pomyślała o tym jak bardzo cieszy się, że jest ubrana dokładnie w to co jej matka kiedyś.
- Aria!- powiedział Elrond( albo krzyknął, jak kto woli).
- Jestem gotowa- powiedziała dziewczyna.
- To dobrze- szepnął.- Przypominasz matkę, ale jesteś dużo piękniejsza.
- Nie rozumiem.
- Masz jej oczy. I taką sylwetkę, ale twoje włosy są piękniejsze, twoja skóra świeci niczym diament. Jesteś też chudsza, a od twojej postaci bije siła.
- Że co?- spytała zdezorientowana.
- Nie ważne- powiedział.
- Mogę cię o coś prosić?
- Jasne młoda.
- Mógłbyś nikomu nic nie mówić?- spytała cicho.
- Oczywiście- odparł jeszcze ciszej.
- Dzięki- powiedziała normalnym tonem.
- Aria- wtrącił Gandlaf podchodząc do dwóch szlachetnie urodzonych elfów.
- Tak?
- Wiesz kto teraz przychodzi?- spytał unosząc brwi.
- Nie. Ktoś ważny?- spytała, sprawiała wrażenie, że jej to nie obchodzi.
- Tak. Pani i Pan z Lórien.
- Naprawdę? To fajnie!
I odeszła, pozostawiając ich samych. Mogę Wam wspomnieć, że powstrzymywali się przed turlaniem się ze śmiechu po podłodze. W tym czasie Thorin przyglądał się sceptycznie dziewczynie i uniósł wysoko brwi, gdy zauważył taką a nie inną reakcję czarodzieja i Elronda.
Wielki zegar wybił godzinę szesnastą i w drzwiach stanęli Pan i Pani jasnej puszczy- Lórien.
- Witamy w naszych skromnych progach!- krzyknął Elrond.
- Punktualni jak zwykle- dodał czarodziej.
- Dzisiaj narada, więc jak mogłabym się spóźnić?- spytała z uśmiechem Galadriela.
Wszyscy ukłonili się w pasie i czubkami głów prawie dotykali podłogi.
- Aimero- rzekł Celeborn (Pan Lothórien)- to my ci się kłaniamy.
- Aria. Wolę, gdy mówi się na mnie Aria- poprawiła go.
- Aria!- krzyknęła Galadriela- co za niespodzianka!
I nim się ktokolwiek zdołał obejrzeć w ramionach Pani jasnej puszczy ukazała się dziewczyna- nasza księżniczka. Gdyby nie jej włosy i skóra wyglądająca jak diament- nikt by jej nie zauważył.
- Są sobie bliskie?- spytał Kili Gandalfa.
- Tak- to wyglądało jakby za całą tą sprawą kryła się tajemnica.
- A mnie nikt nie przytuli?- spytał Celeborn.
Jednocześnie- Aria i Galadriela- odwróciły się w jego stronę. Również równocześnie wystawiły mu języki.
- To jakiś spisek- powiedział i podszedł do Elronda.
- Ciebie też tak traktują?- spytał go.
- Zwariowałeś? Na twoim miejscu skakałbym ze szczęścia. Mnie obie lubią witać kłócąc się ze mną- odparł.
- Acha- Celeborn nic więcej nie zdołał wykrzesać.
Po dziesięciu minutach do sali wszedł Saruman. Jeden z pięciu mędrców. Wszyscy złożyli mu pełen szacunku ukłon. Prawie wszyscy. Aria niezbyt ufa Sarumanowi. Z tego co mi wiadomo jej las jest położony niedaleko domu Sarumana. I chyba za sobą nie przepadają. Żeby nikt nie myślał, że jest bezczelna, skierowała się do drzwi.
- Przepraszam, ale muszę was na chwilę opuścić- powiedziała uśmiechając się promiennie- chyba Bilbo się zgubił.
I wyszła, pochylając z szacunkiem głowę, gdy przechodziła obok najważniejszego z mędrców.
Bo to nie było tak, że jej brak zaufania jest nieuzasadniony. Wywodził się z dwóch powodów:
pierwszym było to, że znieważył jej najlepszego przyjaciela,
drugim było to, że ma wiele tajemnic.
Gdy próbowała mu powiedzieć czemu mu nie ufa, sam powiedział... Zresztą pokaże Wam to, bo właśnie Aria przypomniała to sobie.
- Mógłbym wiedzieć czemu mi nie ufasz?- spytał Saruman trzynastoletnią dziewczynkę.
- Tak. Chodzi o to, że masz wiele tajemnic Sarumanie.
- Wy też macie ich nie mało- odparł spokojnie.
- Tak, ale nasze tajemnice powinny być jeszcze przez dość długi czas utrzymywane w sekrecie. Te informacje nie mogą wyciec do świata zewnętrznego, gdyż w niepowołanych rękach mogą zniszczyć cały nasz świat.
- W niepowołanych rękach?- zdziwił się.
- Mój instynkt podpowiada mi, że w takich jak twoje.
- Dziewczyno- syknął przez zaciśnięte zęby- to nie twój interes co się u mnie dzieje.
- Mylisz się Sarumanie - do biblioteki weszła matka Arii- musimy wiedzieć wszystko. I wiemy wszystko. A ty córko- zwróciła się do Arii- nie masz powodu by mieć wątpliwości, jasne?
- Tak matko- odparła cicho.
Odprowadziły Sarumana do jego domu. W drodze powrotnej Aria spytała mamę:
- Nie ufasz mi?
- Ufam ci. Ale musisz zapamiętać, by nie dawać wrogowi poznać o czym myślisz. Jeżeli się dowie to katastrofa. Będzie pięć razy czujniejszy.
- A jemu ufasz?
- Nie- odpowiedziała.
Aria weszła do kuchni.
- O rzesz ty...- zaczęła.
Widok przed jej oczami był dość nietypowy i można powiedzieć, że kontrowersyjny. Żeby złagodzić sytuację powiem, że Bilbo... Pomagał kucharzowi nie wypaść z formy. Przecież bieganie to najlepszy trening, nie? A przedstawiając całkowicie sytuację powiem, że Bilbo znany ze swojego łakomstwa wszedł do kuchni by podjadać. No i jeden z kucharzy go przyłapał, i zaczął za nim gonić. I jak widać obie strony prowadzą treningi odchudzające.
- Bilbo!- wydarła się Aria.
- Tak?
- Przestań biegać w kółko jak jakiś pies latający za własnym ogonem i chodź tu!
- O-o-o-oczywiście.
- O!- Aria odwróciła się do kucharza- przepraszam za jego zachowanie.
Nie wiem czy powinnam, ale wspomnę o tym, że kucharz zemdlał.
- Zakładaj swoje odświętne ubranie i chodź do sali głównej- powiedziała dziewczyna.
- Dobra, ale nie podglądaj.
- Uwierz, nie stoczyłam się tak, by podglądać hobbitów- mruknęła pod nosem, gdy Bilbo zamknął drzwi.
- I ponoć kobiety długo się ubierają- powiedziała, gdy Bilbo wreszcie wyszedł.
- I to święta prawda- odparł dziarsko.
- Jasne. To nie ja spędziłam pół godziny ubierając się- powiedziała.
Hobbit wszedł pierwszy. Aria musiała coś jeszcze sprawdzić, więc wrócimy do niej później. Spójrzmy na gości oczami Bilba. Kobieta z żółtymi włosami sięgającymi pasa, w długiej białej sukni z ozdobionym złotą nicią dekoltem stała obok mężczyzny z ciemnymi włosami w długiej jasnej szacie. Obok nich stał Elrond śmiał się. Trochę z boku Gandlaf wraz z przybyszem o białej brodzie, w białej szacie i o białych włosach rozmawiali ze sobą. Hobbit podszedł od razu do stołu z przekąskami.
Aria natomiast weszła pięć minut później do sali, by ujrzeć swojego przyjaciela opartego o jeden ze stołów. Przyjaciel to złe słowo. Znają się od urodzenia i są bardziej jak rodzeństwo niźli przyjaciele.
- Aragorn!- krzyknęła i podbiegła do niego.
Wtulona w jego pierś śmiała się w głos. A on kręcił się w kółko, trzymając ją w pasie.
- Ten to ma dobrze- stwierdził Elrond.
- Ze mną się tak nie wita!- krzyknął oburzony Celeborn.
Aria zdecydowanie kochała Aragorna.
Już chwilę później stała normalnie obok niego z zarumienionymi policzkami i roześmianą twarzą. Szczerze mówiąc wyglądała jak anioł.
Impreza przebiegła pomyślnie. Aria wymknęła się z narady mówiąc, że jest zmęczona, a tak naprawdę poszła z Aragornem do siebie do pokoju.
- Poczekaj sekundę- powiedziała po czym weszła do siebie.
Otworzyła szafę i wyjęła pierwszą lepszą sukienkę, która sięgałaby kolan. Zdjęła z siebie białą suknię i rozwiązała wstążkę oplatającą jej szyję. Obie pamiątki po mamie powiesiła na wieszaku, po czym schowała do szafy. Wciągnęła na siebie wyjętą wcześniej kreację i nałożyła na ciało. Stanęła przed lustrem, by spojrzeć jak wygląda i zdjąć buty. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Dopiero teraz dotarło do niej jak piękną sukienkę złapała. Była czarna i to na początku ją zniechęciło. Tyle, że gdy nie przyglądać się dokładnie, tylko po prostu patrzeć można było zauważyć małe srebrne motyle. Wyglądały jakby się poruszały. Trzepotały swoimi małymi pięknymi skrzydełkami i penetrowały każde miejsce na sukience.
- Piękne- szepnęła.
Złapała swoją koszulę i wyjęła z kieszeni srebrny wisiorek. Zawieszka przedstawiała zielone serduszko- na pierwszy rzut oka. Gdy dokładniej się spojrzało można było wywnioskować, że zielona była tylko obwódka. W środku żarzył się klejnot- w zależności od jej humoru, taki miał kolor. Były tam też z tyłu srebrne skrzydła. Nie, źle się wyraziłam. To były delikatne skrzydełka- albo ich kontur. Wyglądały jakby były wykonane z nitki- srebrnej. I nie odchodziło to daleko od prawdy. To była nić wykonana z najczystszego srebra- Mithrilu. Do głowy dziewczyny zawitało wspomnienie:
- Zamknij oczy- powiedział chłopak w jej wieku.
Aria posłusznie zamknęła oczy i poczuła dotyk czegoś delikatnego, co najprawdopodobniej było czymś ze srebra. Otworzyła oczy.
- Co to?- spytała Aragorna.
- To prezent dla ciebie. Z okazji twoich czternastych urodzin. Przyjrzyj mu się.
Dziewczyna spojrzała na wisiorek. Zawieszka była bardzo prosta. Czerwony kryształ przedstawiający serduszko był w obwódce wykonanej z zielonego szmaragdu.
- Piękne- szepnęła.
Aragorn roześmiał się.
- Wiem. Ale ty jesteś piękniejsza, siostrzyczko. I ma pewien dodatek.
- Jaki?- spytała i oparła głowę o jego tors.
- Za każdym razem, gdy twoja moc będzie wzrastać, a ty sama będziesz silniejsza, ten wisiorek też będzie ewoluował.
- Nie rozumiem- powiedziała.
- Jak ci to wytłumaczyć?- spytał sam siebie.- Ten kryształ w środku odzwierciedla twoje uczucia. Widzisz tę czarną obwódkę wokół czerwieni?
Przyjrzała się dokładniej. Faktycznie wokół pięknej czerwieni znajdowała się smutna czerń.
- Widzę- odparła.
- Ta czerwień oznacza, że kochasz kogoś o kim teraz myślisz.
- A czerń?
- Smutek. Jesteś smutna z powodu ostatnich wydarzeń, prawda?
- Wiesz to nie był zbyt miły prezent urodzinowy.
W jej oczach pojawiły się łzy, a serduszko stało się całe czarne.
- No już. Nie myśl o tym. Przejdźmy do ewoluowania zawieszki. Działa to podobnie do kryształu.
- Zmienia kolor?
- Nie głuptasku. Zmienia kształt. Im zdolniejsza jesteś tym piękniejsza jest ta zawieszka. Powiedzieć ci coś bardzo zabawnego?
- Co takiego?- spytała, a w jej oczach pojawił się błysk ciekawości, co poskutkowało błękitem na zawieszce.
- Nikt nie wie jak to będzie wyglądać. Ciekawe, nie?
- Bardzo- powiedziała i uwiesiła się na jego szyi- dziękuję. Bardzo, bardzo dziękuję.
- Trochę się zmieniłaś moja mała zawieszko- powiedziała pieszczotliwie.
Otworzyła drzwi i wyszła na korytarz.
- Szybka jesteś- powiedział Aragorn.
- Jak zawsze- odparła.
- No tak. Nie znam nikogo kto by przebrał się w dwie minuty.
- Ha, ha. Po prostu komiczne.
- Wiem- powiedział i wyszczerzył się w uśmiechu.
- Tam był sarkazm głąbie!
- A gdzie się podziało braciszku?
Aria nie odpowiedziała tylko spojrzała na niego spode łba.
Po długiej wędrówce polegającej na unikaniu służby i innych elfów, udało im się wyjść z Ostatniego Przyjaznego Domu. Skierowali się na bardzo przyjemną polanę. Za każdym razem tu przychodzili- to było ich małe sanktuarium spokoju. Wspomnienie powyżej pochodziło właśnie z tej polany. Teraz chyba wypada opisać to miejsce. Była to dolina porośnięta zieloną, soczystą trawą. Tu i tam wystawały z niej małe białe, lub różowe stokrotki. Środek przecinał wartki, czysty strumyk. Dolina ta była jak pokój, ponieważ z dwóch stron (lewy bok i tył) ciągnęły się wysokie góry, zaś z prawej strony był las, z którego często wyskoczył jakiś jeleń, bądź zając.
- Kto pierwszy na drzewie!- krzyknęła Aria i popędziła w stronę wielkiej jabłoni, która rosła na samym środku tej polany.
- Jak dzieci- powiedział Gandalf.
- To dobrze- odparła Galadriela.
- Dobrze?- spytał zdziwiony Elrond.
- Ona już zawsze będzie dzieckiem- powiedziała cichutko- ale to dobrze. To pozwoli jej spojrzeć na świat odpowiednio.
- Z punktu widzenia kogoś bujającego w obłokach?
- Tak. Ale pamiętaj, że nam dorosłym wydaje się, że robimy wszystko najlepiej. a tak naprawdę brakuje nam logicznego myślenia. Dziecko umie dojrzeć wiele rzeczy, których dorosły nie zauważy.
- Może masz rację, Galadrielo- przyznał czarodziej z cichym westchnieniem.
Wpatrywali się w dwójkę biegnącą przez polanę i śmiejącą się w głos. Gandalf tego nie widział, ale Celeborn, Galadriela i Elrond owszem. Jej sukienka była jak motyl. Albo jak tysiące- i to nie była kwestia materiału. Tylko wpływ posiadacza. Tak naprawdę wszystko czego dotknie Aria staje się piękniejsze- tylko ona tego nie zauważa. Przykładem jest suknia po jej matce i wstążka. Były śnieżnobiałe, ale gdy ta dziewczyna je założyła- zaczęły się błyszczeć. Odbijały światło jak mgiełka wodna, która powoduje tęczę.
Ta sukienka, którą ma teraz na sobie powinna być cała czarna- są na niej srebrne motyle. Jabłonka, do której się kierowali nigdy nie wyrosłaby tak bujnie przez dziesięć lat. Jak opisać to zdarzenie? Gdy po raz pierwszy dotknęła ją i później wyjechała, z dnia na dzień jabłonka rosła, aż stała się wielkim drzewem. Takie zdarzenie jest niemożliwe- by w dziesięć lat drzewo urosło do rozmiarów dwustuletniego drzewa. Wszyscy podejrzewają, że dla niej magia i cuda to rzecz normalna- stały się częścią codzienności.
- Na co patrzycie?- spytał opryskliwie Saruman.
- Na nic. Przejdźmy do narady- odparł Celeborn.
- A gdzież to wasi odpowiedzialni władcy- Aragorn i Aimera?- spytał złośliwie biały mędrzec.
- Myślą nad poważnymi sprawami- oznajmiła oficjalnie Galadriela.
- Jasne- odparł Saruman, a jego źrenice się zmniejszyły.
- Więc przejdźmy do sedna- powiedział Gandalf.
- Tak- poparł go Elrond.
- Więc rozpocznijmy od najważniejszej sprawy; co kombinujesz?- Saruman zwrócił się do Gandalfa.
- Ja? Ależ nic. Pomagam tylko królowi odzyskać tron.
- Mnie się to nie podoba! Prowadzisz bandę krasnoludów przez całe Śródziemie i nie kontaktujesz tego z nami! Mamy tyle lat pokoju między naszymi klanami elfów, a ty chcesz to popsuć, prowadząc jakąś bandę bydlaków i dowodząc nimi?!
- Sarumanie. Nie krzycz na mnie. Jeżeli coś ci się nie podoba zgłoś to księżniczce, bo to ona ich prowadzi. Mnie poprosiła o pomoc w zdobyciu ich zaufania. Wie, że tylko ona może im pomóc na Samotnej Górze, i wie, że nie zaufają jej tak łatwo- jest przecież elfem. Więc jeszcze trochę i wyjadę. Poza tym poprosiła mnie o jeszcze jedną przysługę.
- Mnie osobiście nie przeszkadzają plany Arii. Ona wie co robi- poparła Galadriela, a Celeborn pokiwał twierdząco głowa.
- Zgadzam się z tym- dodał Elrond.- Ale Gandlafie, o co ona cię poprosiła? Chodzi mi o tę drugą prośbę.
- No cóż... Aria ma ostatnio złe przeczucia.
- Odnośnie?- spytał Celeborn.
- Mam ostatnio złe przeczucia- powiedziała Aria i zerwała jabłko.
- Odnośnie?- spytał Aragorn.
- Odnośnie...- dziewczyna westchnęła- odnośnie Saurona.
- Czarnego pana?!
- Przecież to absurd!- krzyknął Saruman.
- To niepokojące Gandalfie, ale Sarumanie. Ja osobiście wierzę słowom Arii- powiedziała Galadriela.
- Coś jeszcze ci powiedziała?
- Nie.
- Tak- przyznała po chwili Aria.
- Co?- spytał Aragorn.
- Podejrzewam... - wypuściła powietrze- podejrzewam, że ktoś nas zdradzi.
- Masz jakieś pojęcie kto to może być?- spytał.
Serduszko zmieniło kolor na szary- zmartwiony.
- Nie mam pojęcia- powiedziała.
- A kogo byś podejrzewała?
- Wiesz jakie pytanie mi zadałeś? To tak jakby ciebie spytała czy wiesz kiedy umrzesz.
- Ha, ha. Pytam poważnie.
- Wiem- powiedziała, rzuciła ogryzek w las i dodała- chodźmy. Zaraz będzie padać.
- Powiem ci tak- rzekł Saruman- nie obchodzą mnie przeczucia tej dziewczyny. masz jakieś dowody na prawdziwość tych słów?
- Nie, ale
- Żadnych ale. Masz czy nie?
- Nie- powiedział Gandalf.
- Masz- powiedziała Gandalfowi Galadriela.
- Jakie?- spytał tak jak ona, w myślach.
- Słowa Arii zawsze się sprawdzały- powiedziała- jej matka jest dowodem- dodała dobitnie.
- Mamy na to dowód- przerwał Elrond monolog Sarumana.
- Jaki?- spytał opryskliwie.
- A jaki? Jej słowa do tej pory zawsze się sprawdzały.
- Dobrze. Ale była też w stanie określić mniej więcej czas. Jaki podała?
- Ponad pięćdziesiąt lat- odpowiedział mu Gandalf.
- I czym tu się przejmować?
- Powiedziała też, że zło nie próżnuje. i teraz zaczyna działać.
- A nam na razie nic do tego!- upierał się Saruman.
- Zło najlepiej dusić w zarodku- wtrącił Celeborn.
- Zarodek nie jest zły- stwierdził najważniejszy z mędrców- może sobie działać.
- Nie może! Sto lat temu też powiedziałeś, że zarodek nie jest zły. I jak się skończyło? Wojną!- nie wytrzymała Galadriela.
- Tymi słowami kończę naradę- powiedział Saruman i wyszedł z werandy. Skierował się do stajni, by wziąć konia i pojechać do domu.
- My chyba też będziemy się zbierać- powiedziała Galadriela do męża Celeborna.
- Dziękujemy za gościnę- powiedział do Elronda.
- Opiekuj się nią- kobieta zagroziła Gandalfowi.
- Zawsze- odparł.
Godzinę później Aria stała obok konia szykowanego przez Aragorna.
- Gdzie się teraz skierujesz?- spytała.
- Nie wiem. Spróbuję znaleźć sobie jakieś zajęcie jak ty.
- Ja nie miałam wyjścia- odszczeknęła.
- Wiem. Zmusiły cię do tego ostatnie wydarzenia. Tyle, że ja też chcę być użyteczny dla świata. Jak ty.
- Jestem dla ciebie przykładem?- spytała żartobliwie i nie takiej odpowiedzi się spodziewała.
- Nie tylko dla mnie. Dla wszystkich- odparł poważnie.
- Co wy we mnie widzicie?
- Jesteś mądra, dobra i sprawiedliwa. A przede wszystkim silna.
- Silna?
- Przetrwasz najgorsze potworności, które los ci narzuci z uniesioną głową. Gdy upadniesz wstaniesz silniejsza. Jesteś przykładem. Przykładem tego jak wygląda dobro i miłość.
Przez dłuższą chwilę milczeli. Aragorn narzucił siodło i zawiązał popręgi. Wsiadł na konia i skierował się w stronę wyjścia.
- Jedź na południowy wschód- powiedziała Aria.
- Co mam znaleźć?
- Na wzgórzach Emyn Muil są gniazda pająków.
- Pająków?
- Tak. Ostatnio czułam ich aurę. Są spragnione krwi. Zbierz Dunedainów i zaatakujcie je
- Myślisz, że damy radę?- spytał. W jego głosie słychać było wątpliwości.
- Tak, ale musi was być dużo.
- Nie lepiej ich zostawić?
- Zło trzeba dusić w zarodku- odparła- większość z nich przeszła do Mrocznej Puszczy. Tamte elfy na pewno sobie z nimi poradzą. A jeżeli zniszczycie ich gniazdo...
- Nie będą miały gdzie wrócić i gdzie składać jaja- dokończył.
- Właśnie.
- No... Dobra. Zrobimy co w naszej mocy. Tyle, że... Czemu nie pojedziesz z nami?
- Muszę pokonać Smauga.
- Dlaczego?
- Bo to nie jest przypadek. Coraz więcej pająków. Wiesz, że orkowie uwielbiają pająki?
- Tak? Nie wiedziałem.
- A jeżeli Smaug stanie po stronie wroga to nie będzie miło- skrzywiła się.
- A jeżeli nie stanie po żadnej stronie?
- To będą trzy oddziały. My elfy, ludzie, krasnoludy, oni czyli podwładni Saurona i jeszcze trzecia strona czyli smok.
- Będzie przeszkadzał, ale nie tylko nam. Wroga też będzie wtedy dekoncentrował.
- Krasnoludy od wieków boją się smoków. To będzie działać na korzyść wroga. A później, gdy będziemy przegrywać Smaug dołączy się do Saurona i zniszczy nas do końca.
- To będzie problem.
- No właśnie.
- To co? Życzyć ci powodzenia?- spytał Aragorn z uśmiechem.
- Nie. Ostatnia osoba, która życzyła mi powodzenia sprawiła, że prawie przegrałam. Ale tobie życzę powodzenia! O! Łap!
Rzuciła w jego stronę podłużne zawiniątko.
- Czy to jest?
- Tak. To Elendil. Miecz twojego dziadka. Wprowadziłam parę... Dodatków.
- Ale dlaczego?- spytał.
- Wszystkiego najlepszego głuptaku! Dzisiaj twoje siedemnaste urodziny!
- Zapomniałem- powiedział zszokowany.
- Wiem. Właśnie dlatego jesteś głuptakiem.
Aragorn wyjechał ze stajni, by wykonać swoje zadanie, a Aria poszła do siebie do pokoju. Zdjęła sukienkę i wzięła ręcznik. Otworzyła okno i wyszła, by się wymoczyć. Rzuciła wszystko na trawę i weszła do wody. Włosy unosiły się jej na powierzchni jakby ważyły mniej, niż na to wyglądają. I faktycznie- można je było porównać do piórka. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie geparda. To jak oddycha. Jak chodzi. Jak patrzy. Otworzyła oczy. I faktycznie, wykonany gepard z wody stał przed nią. Piękny, królewski. Machnęła palcem, a on pobiegł. Zrobił kółko i wrócił do niej. Dotknęła jego czoła. Wilk pomyślała. Woda zaczęła buzować pod jej palcami, a kształt zwierzęcia się zmienił. Teraz stał przed nią wilk. Jego oczy wpatrywały się czujnie.
- Przynieś kwiat wiśni. Najładniejszy jaki znajdziesz- powiedziała do niego.
Pobiegł do drzew, które rosło na brzegu i skoczył na gałąź. Zerwał piękny, wielki, różowy kwiat i podbiegł do Arii. Wypuścił go z pyska prosto na jej dłonie. Polizał ją po poliku.
- Dziękuję- powiedziała i włożyła kwiat za ucho.
Podniosła dłoń i machnęła palcem. Reakcja wody była natychmiastowa. Jej powierzchnia zaczęła bulgotać i się unosić. Pojedyncze słupki zaczęły się unosić i plątać ze sobą tworząc przeróżne kombinacje. Machnęła dłonią i słupki złączyły się w kwiat róży. Wilk, którego wcześniej zrobiła zaczął wyć do księżyca. Wstała.
- Stop!- krzyknęła i woda opadła na miejsce a po wilku i róży nie pozostał ślad.
Złapała ręcznik i wytarła się. Poleciała do pokoju i założyła koszulę nocną. Trzepnęła ręcznik na łóżko i wyskoczyła przed okno. Spojrzała na wodę i kazała jej się unieść. Przezroczysty płyn utworzył wielką ścianę wodną, która byłaby w stanie zmiażdżyć wroga. A jak nie, to przynajmniej utopić. Ułożyła wodę z powrotem na płasko. Weszła do pokoju i zamknęła okno. Deszcz pomyślała. O powierzchnię wody zaczęły uderzać pojedyncze kropelki, aż w końcu rozpętała się ulewa. Aria uśmiechnęła się pod nosem. Zerknęła w lustro. Skrzydełka wypełniły się srebrne nitką i teraz wyglądały jak kości. Inaczej. Cały czas były to skrzydła, ale wyglądało to jak kostki ze skrzydeł motyla, gdy zdejmiesz meszek tworzący kamuflaż. A na czubkach tych skrzydełek były małe niebieskie kryształki. Zdjęła go i położyła na biurku, po czym upadła na łóżko i usnęła od razu.
Jak można się domyśleć długo zabawili w Rivendell, bo aż dwa tygodnie, ale nie mam czasu opowiadać Wam wszystkiego, więc zobaczyliście najważniejsze momenty. Później jedynie jedli, śmiali się, odpoczywali i Aria doskonaliła swoją nową umiejętność. Czas pokazać Wam ich wyjazd.
- Miałaś z czymś problem?
- Tak, Elrondzie. Chodzi o to, że mamy mapę. I nie jestem pewna co do wszystkiego.
- Pokażcie mi ją.
- Mogę Thorinie?- spytała dziewczyna krasnoluda.
Niechętnie podał jej zwinięty w rulon pergamin, a ona przekazała go Elrondowi.
- Wiem, że to księżycowe runy, ale był nieodpowiedni księżyc- powiedziała.
- Faktycznie. Stań na szarym głazie, kiedy drozd dziobem zastuka- czytał- a zachodzące słońce ostatnim światłem dnia Durina wskaże ci dziurkę od klucza.
- Durin! Durin! Kto to był?- spytał sam siebie Thorin.
- Można powiedzieć, że praszczur twojego dziadka Thorinie- odparła Aria.
- Dobrze- rzekł Elrond- ale kiedy jest ten dzień Durina?
- U krasnoludów pierwszym dniem Nowego Roku jest, jak wszystkim oczywiście wiadomo, pierwszy dzień ostatniego księżyca jesieni, na progu zimy- tłumaczył Balin.- Nazywamy dniem Durina dzień, gdy ostatni księżyc jesieni spotyka się na niebie ze słońcem. Ale ta wskazówka niewiele nam pomoże, bo przy dzisiejszym stanie wiedzy nie jesteśmy w stanie stwierdzić kiedy ten dzień się powtórzy.
- To się jeszcze okaże- powiedziała optymistycznie Aria.
Następnego dnia, gdy słońce dopiero wschodziło, a gdy niebo było już niebieskie opuścili Ostatni Przyjazny Dom. Z nową nadzieją w sercu wyjechali w kierunku Gór Mglistych.
- Trudno- powiedziała Elli, elfica z Rivendell- zakładaj- dodała wskazując białą, smukłą suknię.
Aria miała ugościć wraz z Elrondem kilkoro przejezdnych elfów. Ponieważ byli z rodu królewskiego, w Rivendell wydają specjalną kolację. Dodatkowym punktem będzie ich szczęście, bo przecież kto nie chce być ugoszczony przez mędrca- Elronda - i najważniejszą osobę na świecie- Arię?
- Szaleństwo- powiedziałam.
- Co?- spytała dziewczyna.
- Nic- odparła pośpiesznie. Trochę zbyt szybko.
- Jasne- powiedziała unosząc brew.- Możesz po prostu powiedzieć, że nie chcesz.
- Nie chcę być na przyjęciu- powiedziałam.
- Dlaczego?
- Bo to bez sensu- rzekła- będę miała stać, jeść i pić.
Ellie roześmiała się. Chyba nie podzielała zdania Arii.
- Uwierz mi. Będziesz robić coś więcej.
Gdy godzinę później wyszła z pokoju Arii, księżniczka rzuciła się na łóżko. Miała jeszcze czas. Była dopiero czternasta. Niestety dziewczyna nie umiała siedzieć w miejscu. Nie tęskniła za domem. Tęskniła za dwójką przyjaciół. Wstała i podeszła do koszuli. Miała jedną jedyną małą kieszonkę, w której dziewczyna schowała wisiorek. Teraz wyjęła go.
- Aragorn- szepnęła.
- Wiesz, że tęsknie?- spytała naszyjnik.
Uznając, że z chęcią wykąpałaby się zdjęła suknie, którą założyła rano i wzięła ręcznik. Otworzyła okno. Przedmiot, który wzięła ze sobą położyła na ścieżce wysadzanej białymi kamieniami. Weszła do wody.
Jak wyżej wspomniałam nie lubiła nudy, więc zaczęła śpiewać kołysankę:
Śpij
I zamknij oczy śnij,
Śnij.
A ja będę twym aniołem,
Twą radością,
Smutkiem,
Żalem,
Będę gwiazdą na twym niebie,
Będę zawsze obok ciebie.***
- Pamiętam jak mama mi to śpiewała- powiedziała do skowronka, który usiadł przy niej.Ptaszek zaczął gwizdać a ona śpiewać do melodii. Nagle na skowronka wylało się trochę wody.
- Nic ci nie jest?- spytała Aria i pogłaskała go.
Wstrząsnął się i poleciał. Dziewczyna spojrzała w niebo. Zaczęły się tam gromadzić szare chmury, ale nic nie powinno było kapnąć. Spojrzała przed siebie na wodę w stawie i krzyknęła. Przed nią zrobiony z wody stał gepard. Jego ciało było przejrzyste i krystalicznie czyste. Stał na powierzchni. Oddychał głęboko i powoli wpatrując się w nią swoimi oczami. Wyciągnęła powoli rękę. Trzęsła się, ale nie ze strachu, lecz z zimna, bo zaczął wiać wiatr. Dotknęła go w czoło. Pod jej ręką już nic nie było. Gepard zniknął- najpewniej zmienił się w zawartość stawu.
Aria wyszła i owinęła się ręcznikiem. Weszła do pokoju i zamknęła okno. Wiatr zawył przeraźliwie, zaś ona szybko zasłoniła szybę. Wytarła się i założyła bieliznę. Związała włosy, by jej nie przeszkadzały. Założyła białą przylegającą do ciała suknię z dekoltem na plecach. Była całkiem prosta- tkanina przylegała do ciała i sięgała do ziemi. Była na ramiączka z dekoltem odsłaniającym plecy.
Przeczesała włosy i przełożyła je na bok. Założyła buty na obcasie- białe.
Była za dziesięć szesnasta, więc zeszła na dół. Do głównej sali wchodziło się wielkimi ozłacanymi drzwiami. Przechodząc przez nie poczuła dreszcz. Zagościło u niej wspomnienie.
Patrzyła jak mama ubierała się. Była jeszcze zbyt młoda by chodzić na bal- miała dopiero dziesięć lat. Jej rodzicielka spojrzała na nią.
- Jak wyglądam?- spytała.
- Jak księżniczka- odparła Aria w zachwycie.
Jej matka roześmiała się. Brązowe włosy opadły na ramiona, czerwone usta były ułożone w czarującym uśmiechu, szczupła sylwetka ubrana była w białą suknię przylegającą do ciała. Dekolt odkrywał jej plecy. Całkiem prosta kreacja, ale właśnie swoją prostotą czarowała. Aria obiecała sobie, że w przyszłości będzie nosić tę sukienkę. Spojrzała w zielone roześmiane oczy mamy.
- Wiesz co- powiedziała kobieta- weź tą wstążkę.
Złapała za kokardkę na jej szyi i pociągnęła. Biała wstążka, która wcześniej oplatała jej szyję teraz spoczywała na jej bladej i delikatnej dłoni.
- Nie mogę- powiedziała cichutko Aria.
- Arri. To ci wynagrodzi bycie za młodą, by pójść na bal.
- Dziękuję mamo- powiedziała rzucając się jej na szyję.
Tuliła wstążkę do polików. Mama zatrzymała się jeszcze w drzwiach.
- Podoba ci się ta sukienka?- spytała.
- Bardzo- pisnęła dziewczynka.
- W takim razie... Gdy będziesz starsza i pojedziesz do Rivendell będzie tam na ciebie czekać.
- Cieszę się, że mam na sobie twoją suknię mamo- szepnęła cichutko.
Z malutkiej kieszonki zrobionej specjalnie na zamówienie jej mamy wyjęła białą wstążkę i zawiązała ją w kokardkę wokół szyi. "Jestem do niej podobna" pomyślała "mam taką samą figurę i ten sam kolor oczu co ona, w dodatku jestem w tej sukience co ona." Roześmiała się. Dotknęła delikatnego materiału zawiązanego wokół szyi i pomyślała o tym jak bardzo cieszy się, że jest ubrana dokładnie w to co jej matka kiedyś.
- Aria!- powiedział Elrond( albo krzyknął, jak kto woli).
- Jestem gotowa- powiedziała dziewczyna.
- To dobrze- szepnął.- Przypominasz matkę, ale jesteś dużo piękniejsza.
- Nie rozumiem.
- Masz jej oczy. I taką sylwetkę, ale twoje włosy są piękniejsze, twoja skóra świeci niczym diament. Jesteś też chudsza, a od twojej postaci bije siła.
- Że co?- spytała zdezorientowana.
- Nie ważne- powiedział.
- Mogę cię o coś prosić?
- Jasne młoda.
- Mógłbyś nikomu nic nie mówić?- spytała cicho.
- Oczywiście- odparł jeszcze ciszej.
- Dzięki- powiedziała normalnym tonem.
- Aria- wtrącił Gandlaf podchodząc do dwóch szlachetnie urodzonych elfów.
- Tak?
- Wiesz kto teraz przychodzi?- spytał unosząc brwi.
- Nie. Ktoś ważny?- spytała, sprawiała wrażenie, że jej to nie obchodzi.
- Tak. Pani i Pan z Lórien.
- Naprawdę? To fajnie!
I odeszła, pozostawiając ich samych. Mogę Wam wspomnieć, że powstrzymywali się przed turlaniem się ze śmiechu po podłodze. W tym czasie Thorin przyglądał się sceptycznie dziewczynie i uniósł wysoko brwi, gdy zauważył taką a nie inną reakcję czarodzieja i Elronda.
Wielki zegar wybił godzinę szesnastą i w drzwiach stanęli Pan i Pani jasnej puszczy- Lórien.
- Witamy w naszych skromnych progach!- krzyknął Elrond.
- Punktualni jak zwykle- dodał czarodziej.
- Dzisiaj narada, więc jak mogłabym się spóźnić?- spytała z uśmiechem Galadriela.
Wszyscy ukłonili się w pasie i czubkami głów prawie dotykali podłogi.
- Aimero- rzekł Celeborn (Pan Lothórien)- to my ci się kłaniamy.
- Aria. Wolę, gdy mówi się na mnie Aria- poprawiła go.
- Aria!- krzyknęła Galadriela- co za niespodzianka!
I nim się ktokolwiek zdołał obejrzeć w ramionach Pani jasnej puszczy ukazała się dziewczyna- nasza księżniczka. Gdyby nie jej włosy i skóra wyglądająca jak diament- nikt by jej nie zauważył.
- Są sobie bliskie?- spytał Kili Gandalfa.
- Tak- to wyglądało jakby za całą tą sprawą kryła się tajemnica.
- A mnie nikt nie przytuli?- spytał Celeborn.
Jednocześnie- Aria i Galadriela- odwróciły się w jego stronę. Również równocześnie wystawiły mu języki.
- To jakiś spisek- powiedział i podszedł do Elronda.
- Ciebie też tak traktują?- spytał go.
- Zwariowałeś? Na twoim miejscu skakałbym ze szczęścia. Mnie obie lubią witać kłócąc się ze mną- odparł.
- Acha- Celeborn nic więcej nie zdołał wykrzesać.
Po dziesięciu minutach do sali wszedł Saruman. Jeden z pięciu mędrców. Wszyscy złożyli mu pełen szacunku ukłon. Prawie wszyscy. Aria niezbyt ufa Sarumanowi. Z tego co mi wiadomo jej las jest położony niedaleko domu Sarumana. I chyba za sobą nie przepadają. Żeby nikt nie myślał, że jest bezczelna, skierowała się do drzwi.
- Przepraszam, ale muszę was na chwilę opuścić- powiedziała uśmiechając się promiennie- chyba Bilbo się zgubił.
I wyszła, pochylając z szacunkiem głowę, gdy przechodziła obok najważniejszego z mędrców.
Bo to nie było tak, że jej brak zaufania jest nieuzasadniony. Wywodził się z dwóch powodów:
pierwszym było to, że znieważył jej najlepszego przyjaciela,
drugim było to, że ma wiele tajemnic.
Gdy próbowała mu powiedzieć czemu mu nie ufa, sam powiedział... Zresztą pokaże Wam to, bo właśnie Aria przypomniała to sobie.
- Mógłbym wiedzieć czemu mi nie ufasz?- spytał Saruman trzynastoletnią dziewczynkę.
- Tak. Chodzi o to, że masz wiele tajemnic Sarumanie.
- Wy też macie ich nie mało- odparł spokojnie.
- Tak, ale nasze tajemnice powinny być jeszcze przez dość długi czas utrzymywane w sekrecie. Te informacje nie mogą wyciec do świata zewnętrznego, gdyż w niepowołanych rękach mogą zniszczyć cały nasz świat.
- W niepowołanych rękach?- zdziwił się.
- Mój instynkt podpowiada mi, że w takich jak twoje.
- Dziewczyno- syknął przez zaciśnięte zęby- to nie twój interes co się u mnie dzieje.
- Mylisz się Sarumanie - do biblioteki weszła matka Arii- musimy wiedzieć wszystko. I wiemy wszystko. A ty córko- zwróciła się do Arii- nie masz powodu by mieć wątpliwości, jasne?
- Tak matko- odparła cicho.
Odprowadziły Sarumana do jego domu. W drodze powrotnej Aria spytała mamę:
- Nie ufasz mi?
- Ufam ci. Ale musisz zapamiętać, by nie dawać wrogowi poznać o czym myślisz. Jeżeli się dowie to katastrofa. Będzie pięć razy czujniejszy.
- A jemu ufasz?
- Nie- odpowiedziała.
Aria weszła do kuchni.
- O rzesz ty...- zaczęła.
Widok przed jej oczami był dość nietypowy i można powiedzieć, że kontrowersyjny. Żeby złagodzić sytuację powiem, że Bilbo... Pomagał kucharzowi nie wypaść z formy. Przecież bieganie to najlepszy trening, nie? A przedstawiając całkowicie sytuację powiem, że Bilbo znany ze swojego łakomstwa wszedł do kuchni by podjadać. No i jeden z kucharzy go przyłapał, i zaczął za nim gonić. I jak widać obie strony prowadzą treningi odchudzające.
- Bilbo!- wydarła się Aria.
- Tak?
- Przestań biegać w kółko jak jakiś pies latający za własnym ogonem i chodź tu!
- O-o-o-oczywiście.
- O!- Aria odwróciła się do kucharza- przepraszam za jego zachowanie.
Nie wiem czy powinnam, ale wspomnę o tym, że kucharz zemdlał.
- Zakładaj swoje odświętne ubranie i chodź do sali głównej- powiedziała dziewczyna.
- Dobra, ale nie podglądaj.
- Uwierz, nie stoczyłam się tak, by podglądać hobbitów- mruknęła pod nosem, gdy Bilbo zamknął drzwi.
- I ponoć kobiety długo się ubierają- powiedziała, gdy Bilbo wreszcie wyszedł.
- I to święta prawda- odparł dziarsko.
- Jasne. To nie ja spędziłam pół godziny ubierając się- powiedziała.
Hobbit wszedł pierwszy. Aria musiała coś jeszcze sprawdzić, więc wrócimy do niej później. Spójrzmy na gości oczami Bilba. Kobieta z żółtymi włosami sięgającymi pasa, w długiej białej sukni z ozdobionym złotą nicią dekoltem stała obok mężczyzny z ciemnymi włosami w długiej jasnej szacie. Obok nich stał Elrond śmiał się. Trochę z boku Gandlaf wraz z przybyszem o białej brodzie, w białej szacie i o białych włosach rozmawiali ze sobą. Hobbit podszedł od razu do stołu z przekąskami.
Aria natomiast weszła pięć minut później do sali, by ujrzeć swojego przyjaciela opartego o jeden ze stołów. Przyjaciel to złe słowo. Znają się od urodzenia i są bardziej jak rodzeństwo niźli przyjaciele.
- Aragorn!- krzyknęła i podbiegła do niego.
Wtulona w jego pierś śmiała się w głos. A on kręcił się w kółko, trzymając ją w pasie.
- Ten to ma dobrze- stwierdził Elrond.
- Ze mną się tak nie wita!- krzyknął oburzony Celeborn.
Aria zdecydowanie kochała Aragorna.
Już chwilę później stała normalnie obok niego z zarumienionymi policzkami i roześmianą twarzą. Szczerze mówiąc wyglądała jak anioł.
Impreza przebiegła pomyślnie. Aria wymknęła się z narady mówiąc, że jest zmęczona, a tak naprawdę poszła z Aragornem do siebie do pokoju.
- Poczekaj sekundę- powiedziała po czym weszła do siebie.
Otworzyła szafę i wyjęła pierwszą lepszą sukienkę, która sięgałaby kolan. Zdjęła z siebie białą suknię i rozwiązała wstążkę oplatającą jej szyję. Obie pamiątki po mamie powiesiła na wieszaku, po czym schowała do szafy. Wciągnęła na siebie wyjętą wcześniej kreację i nałożyła na ciało. Stanęła przed lustrem, by spojrzeć jak wygląda i zdjąć buty. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Dopiero teraz dotarło do niej jak piękną sukienkę złapała. Była czarna i to na początku ją zniechęciło. Tyle, że gdy nie przyglądać się dokładnie, tylko po prostu patrzeć można było zauważyć małe srebrne motyle. Wyglądały jakby się poruszały. Trzepotały swoimi małymi pięknymi skrzydełkami i penetrowały każde miejsce na sukience.
- Piękne- szepnęła.
Złapała swoją koszulę i wyjęła z kieszeni srebrny wisiorek. Zawieszka przedstawiała zielone serduszko- na pierwszy rzut oka. Gdy dokładniej się spojrzało można było wywnioskować, że zielona była tylko obwódka. W środku żarzył się klejnot- w zależności od jej humoru, taki miał kolor. Były tam też z tyłu srebrne skrzydła. Nie, źle się wyraziłam. To były delikatne skrzydełka- albo ich kontur. Wyglądały jakby były wykonane z nitki- srebrnej. I nie odchodziło to daleko od prawdy. To była nić wykonana z najczystszego srebra- Mithrilu. Do głowy dziewczyny zawitało wspomnienie:
- Zamknij oczy- powiedział chłopak w jej wieku.
Aria posłusznie zamknęła oczy i poczuła dotyk czegoś delikatnego, co najprawdopodobniej było czymś ze srebra. Otworzyła oczy.
- Co to?- spytała Aragorna.
- To prezent dla ciebie. Z okazji twoich czternastych urodzin. Przyjrzyj mu się.
Dziewczyna spojrzała na wisiorek. Zawieszka była bardzo prosta. Czerwony kryształ przedstawiający serduszko był w obwódce wykonanej z zielonego szmaragdu.
- Piękne- szepnęła.
Aragorn roześmiał się.
- Wiem. Ale ty jesteś piękniejsza, siostrzyczko. I ma pewien dodatek.
- Jaki?- spytała i oparła głowę o jego tors.
- Za każdym razem, gdy twoja moc będzie wzrastać, a ty sama będziesz silniejsza, ten wisiorek też będzie ewoluował.
- Nie rozumiem- powiedziała.
- Jak ci to wytłumaczyć?- spytał sam siebie.- Ten kryształ w środku odzwierciedla twoje uczucia. Widzisz tę czarną obwódkę wokół czerwieni?
Przyjrzała się dokładniej. Faktycznie wokół pięknej czerwieni znajdowała się smutna czerń.
- Widzę- odparła.
- Ta czerwień oznacza, że kochasz kogoś o kim teraz myślisz.
- A czerń?
- Smutek. Jesteś smutna z powodu ostatnich wydarzeń, prawda?
- Wiesz to nie był zbyt miły prezent urodzinowy.
W jej oczach pojawiły się łzy, a serduszko stało się całe czarne.
- No już. Nie myśl o tym. Przejdźmy do ewoluowania zawieszki. Działa to podobnie do kryształu.
- Zmienia kolor?
- Nie głuptasku. Zmienia kształt. Im zdolniejsza jesteś tym piękniejsza jest ta zawieszka. Powiedzieć ci coś bardzo zabawnego?
- Co takiego?- spytała, a w jej oczach pojawił się błysk ciekawości, co poskutkowało błękitem na zawieszce.
- Nikt nie wie jak to będzie wyglądać. Ciekawe, nie?
- Bardzo- powiedziała i uwiesiła się na jego szyi- dziękuję. Bardzo, bardzo dziękuję.
- Trochę się zmieniłaś moja mała zawieszko- powiedziała pieszczotliwie.
Otworzyła drzwi i wyszła na korytarz.
- Szybka jesteś- powiedział Aragorn.
- Jak zawsze- odparła.
- No tak. Nie znam nikogo kto by przebrał się w dwie minuty.
- Ha, ha. Po prostu komiczne.
- Wiem- powiedział i wyszczerzył się w uśmiechu.
- Tam był sarkazm głąbie!
- A gdzie się podziało braciszku?
Aria nie odpowiedziała tylko spojrzała na niego spode łba.
Po długiej wędrówce polegającej na unikaniu służby i innych elfów, udało im się wyjść z Ostatniego Przyjaznego Domu. Skierowali się na bardzo przyjemną polanę. Za każdym razem tu przychodzili- to było ich małe sanktuarium spokoju. Wspomnienie powyżej pochodziło właśnie z tej polany. Teraz chyba wypada opisać to miejsce. Była to dolina porośnięta zieloną, soczystą trawą. Tu i tam wystawały z niej małe białe, lub różowe stokrotki. Środek przecinał wartki, czysty strumyk. Dolina ta była jak pokój, ponieważ z dwóch stron (lewy bok i tył) ciągnęły się wysokie góry, zaś z prawej strony był las, z którego często wyskoczył jakiś jeleń, bądź zając.
- Kto pierwszy na drzewie!- krzyknęła Aria i popędziła w stronę wielkiej jabłoni, która rosła na samym środku tej polany.
- Jak dzieci- powiedział Gandalf.
- To dobrze- odparła Galadriela.
- Dobrze?- spytał zdziwiony Elrond.
- Ona już zawsze będzie dzieckiem- powiedziała cichutko- ale to dobrze. To pozwoli jej spojrzeć na świat odpowiednio.
- Z punktu widzenia kogoś bujającego w obłokach?
- Tak. Ale pamiętaj, że nam dorosłym wydaje się, że robimy wszystko najlepiej. a tak naprawdę brakuje nam logicznego myślenia. Dziecko umie dojrzeć wiele rzeczy, których dorosły nie zauważy.
- Może masz rację, Galadrielo- przyznał czarodziej z cichym westchnieniem.
Wpatrywali się w dwójkę biegnącą przez polanę i śmiejącą się w głos. Gandalf tego nie widział, ale Celeborn, Galadriela i Elrond owszem. Jej sukienka była jak motyl. Albo jak tysiące- i to nie była kwestia materiału. Tylko wpływ posiadacza. Tak naprawdę wszystko czego dotknie Aria staje się piękniejsze- tylko ona tego nie zauważa. Przykładem jest suknia po jej matce i wstążka. Były śnieżnobiałe, ale gdy ta dziewczyna je założyła- zaczęły się błyszczeć. Odbijały światło jak mgiełka wodna, która powoduje tęczę.
Ta sukienka, którą ma teraz na sobie powinna być cała czarna- są na niej srebrne motyle. Jabłonka, do której się kierowali nigdy nie wyrosłaby tak bujnie przez dziesięć lat. Jak opisać to zdarzenie? Gdy po raz pierwszy dotknęła ją i później wyjechała, z dnia na dzień jabłonka rosła, aż stała się wielkim drzewem. Takie zdarzenie jest niemożliwe- by w dziesięć lat drzewo urosło do rozmiarów dwustuletniego drzewa. Wszyscy podejrzewają, że dla niej magia i cuda to rzecz normalna- stały się częścią codzienności.
- Na co patrzycie?- spytał opryskliwie Saruman.
- Na nic. Przejdźmy do narady- odparł Celeborn.
- A gdzież to wasi odpowiedzialni władcy- Aragorn i Aimera?- spytał złośliwie biały mędrzec.
- Myślą nad poważnymi sprawami- oznajmiła oficjalnie Galadriela.
- Jasne- odparł Saruman, a jego źrenice się zmniejszyły.
- Więc przejdźmy do sedna- powiedział Gandalf.
- Tak- poparł go Elrond.
- Więc rozpocznijmy od najważniejszej sprawy; co kombinujesz?- Saruman zwrócił się do Gandalfa.
- Ja? Ależ nic. Pomagam tylko królowi odzyskać tron.
- Mnie się to nie podoba! Prowadzisz bandę krasnoludów przez całe Śródziemie i nie kontaktujesz tego z nami! Mamy tyle lat pokoju między naszymi klanami elfów, a ty chcesz to popsuć, prowadząc jakąś bandę bydlaków i dowodząc nimi?!
- Sarumanie. Nie krzycz na mnie. Jeżeli coś ci się nie podoba zgłoś to księżniczce, bo to ona ich prowadzi. Mnie poprosiła o pomoc w zdobyciu ich zaufania. Wie, że tylko ona może im pomóc na Samotnej Górze, i wie, że nie zaufają jej tak łatwo- jest przecież elfem. Więc jeszcze trochę i wyjadę. Poza tym poprosiła mnie o jeszcze jedną przysługę.
- Mnie osobiście nie przeszkadzają plany Arii. Ona wie co robi- poparła Galadriela, a Celeborn pokiwał twierdząco głowa.
- Zgadzam się z tym- dodał Elrond.- Ale Gandlafie, o co ona cię poprosiła? Chodzi mi o tę drugą prośbę.
- No cóż... Aria ma ostatnio złe przeczucia.
- Odnośnie?- spytał Celeborn.
- Mam ostatnio złe przeczucia- powiedziała Aria i zerwała jabłko.
- Odnośnie?- spytał Aragorn.
- Odnośnie...- dziewczyna westchnęła- odnośnie Saurona.
- Czarnego pana?!
- Przecież to absurd!- krzyknął Saruman.
- To niepokojące Gandalfie, ale Sarumanie. Ja osobiście wierzę słowom Arii- powiedziała Galadriela.
- Coś jeszcze ci powiedziała?
- Nie.
- Tak- przyznała po chwili Aria.
- Co?- spytał Aragorn.
- Podejrzewam... - wypuściła powietrze- podejrzewam, że ktoś nas zdradzi.
- Masz jakieś pojęcie kto to może być?- spytał.
Serduszko zmieniło kolor na szary- zmartwiony.
- Nie mam pojęcia- powiedziała.
- A kogo byś podejrzewała?
- Wiesz jakie pytanie mi zadałeś? To tak jakby ciebie spytała czy wiesz kiedy umrzesz.
- Ha, ha. Pytam poważnie.
- Wiem- powiedziała, rzuciła ogryzek w las i dodała- chodźmy. Zaraz będzie padać.
- Powiem ci tak- rzekł Saruman- nie obchodzą mnie przeczucia tej dziewczyny. masz jakieś dowody na prawdziwość tych słów?
- Nie, ale
- Żadnych ale. Masz czy nie?
- Nie- powiedział Gandalf.
- Masz- powiedziała Gandalfowi Galadriela.
- Jakie?- spytał tak jak ona, w myślach.
- Słowa Arii zawsze się sprawdzały- powiedziała- jej matka jest dowodem- dodała dobitnie.
- Mamy na to dowód- przerwał Elrond monolog Sarumana.
- Jaki?- spytał opryskliwie.
- A jaki? Jej słowa do tej pory zawsze się sprawdzały.
- Dobrze. Ale była też w stanie określić mniej więcej czas. Jaki podała?
- Ponad pięćdziesiąt lat- odpowiedział mu Gandalf.
- I czym tu się przejmować?
- Powiedziała też, że zło nie próżnuje. i teraz zaczyna działać.
- A nam na razie nic do tego!- upierał się Saruman.
- Zło najlepiej dusić w zarodku- wtrącił Celeborn.
- Zarodek nie jest zły- stwierdził najważniejszy z mędrców- może sobie działać.
- Nie może! Sto lat temu też powiedziałeś, że zarodek nie jest zły. I jak się skończyło? Wojną!- nie wytrzymała Galadriela.
- Tymi słowami kończę naradę- powiedział Saruman i wyszedł z werandy. Skierował się do stajni, by wziąć konia i pojechać do domu.
- My chyba też będziemy się zbierać- powiedziała Galadriela do męża Celeborna.
- Dziękujemy za gościnę- powiedział do Elronda.
- Opiekuj się nią- kobieta zagroziła Gandalfowi.
- Zawsze- odparł.
Godzinę później Aria stała obok konia szykowanego przez Aragorna.
- Gdzie się teraz skierujesz?- spytała.
- Nie wiem. Spróbuję znaleźć sobie jakieś zajęcie jak ty.
- Ja nie miałam wyjścia- odszczeknęła.
- Wiem. Zmusiły cię do tego ostatnie wydarzenia. Tyle, że ja też chcę być użyteczny dla świata. Jak ty.
- Jestem dla ciebie przykładem?- spytała żartobliwie i nie takiej odpowiedzi się spodziewała.
- Nie tylko dla mnie. Dla wszystkich- odparł poważnie.
- Co wy we mnie widzicie?
- Jesteś mądra, dobra i sprawiedliwa. A przede wszystkim silna.
- Silna?
- Przetrwasz najgorsze potworności, które los ci narzuci z uniesioną głową. Gdy upadniesz wstaniesz silniejsza. Jesteś przykładem. Przykładem tego jak wygląda dobro i miłość.
Przez dłuższą chwilę milczeli. Aragorn narzucił siodło i zawiązał popręgi. Wsiadł na konia i skierował się w stronę wyjścia.
- Jedź na południowy wschód- powiedziała Aria.
- Co mam znaleźć?
- Na wzgórzach Emyn Muil są gniazda pająków.
- Pająków?
- Tak. Ostatnio czułam ich aurę. Są spragnione krwi. Zbierz Dunedainów i zaatakujcie je
- Myślisz, że damy radę?- spytał. W jego głosie słychać było wątpliwości.
- Tak, ale musi was być dużo.
- Nie lepiej ich zostawić?
- Zło trzeba dusić w zarodku- odparła- większość z nich przeszła do Mrocznej Puszczy. Tamte elfy na pewno sobie z nimi poradzą. A jeżeli zniszczycie ich gniazdo...
- Nie będą miały gdzie wrócić i gdzie składać jaja- dokończył.
- Właśnie.
- No... Dobra. Zrobimy co w naszej mocy. Tyle, że... Czemu nie pojedziesz z nami?
- Muszę pokonać Smauga.
- Dlaczego?
- Bo to nie jest przypadek. Coraz więcej pająków. Wiesz, że orkowie uwielbiają pająki?
- Tak? Nie wiedziałem.
- A jeżeli Smaug stanie po stronie wroga to nie będzie miło- skrzywiła się.
- A jeżeli nie stanie po żadnej stronie?
- To będą trzy oddziały. My elfy, ludzie, krasnoludy, oni czyli podwładni Saurona i jeszcze trzecia strona czyli smok.
- Będzie przeszkadzał, ale nie tylko nam. Wroga też będzie wtedy dekoncentrował.
- Krasnoludy od wieków boją się smoków. To będzie działać na korzyść wroga. A później, gdy będziemy przegrywać Smaug dołączy się do Saurona i zniszczy nas do końca.
- To będzie problem.
- No właśnie.
- To co? Życzyć ci powodzenia?- spytał Aragorn z uśmiechem.
- Nie. Ostatnia osoba, która życzyła mi powodzenia sprawiła, że prawie przegrałam. Ale tobie życzę powodzenia! O! Łap!
Rzuciła w jego stronę podłużne zawiniątko.
- Czy to jest?
- Tak. To Elendil. Miecz twojego dziadka. Wprowadziłam parę... Dodatków.
- Ale dlaczego?- spytał.
- Wszystkiego najlepszego głuptaku! Dzisiaj twoje siedemnaste urodziny!
- Zapomniałem- powiedział zszokowany.
- Wiem. Właśnie dlatego jesteś głuptakiem.
Aragorn wyjechał ze stajni, by wykonać swoje zadanie, a Aria poszła do siebie do pokoju. Zdjęła sukienkę i wzięła ręcznik. Otworzyła okno i wyszła, by się wymoczyć. Rzuciła wszystko na trawę i weszła do wody. Włosy unosiły się jej na powierzchni jakby ważyły mniej, niż na to wyglądają. I faktycznie- można je było porównać do piórka. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie geparda. To jak oddycha. Jak chodzi. Jak patrzy. Otworzyła oczy. I faktycznie, wykonany gepard z wody stał przed nią. Piękny, królewski. Machnęła palcem, a on pobiegł. Zrobił kółko i wrócił do niej. Dotknęła jego czoła. Wilk pomyślała. Woda zaczęła buzować pod jej palcami, a kształt zwierzęcia się zmienił. Teraz stał przed nią wilk. Jego oczy wpatrywały się czujnie.
- Przynieś kwiat wiśni. Najładniejszy jaki znajdziesz- powiedziała do niego.
Pobiegł do drzew, które rosło na brzegu i skoczył na gałąź. Zerwał piękny, wielki, różowy kwiat i podbiegł do Arii. Wypuścił go z pyska prosto na jej dłonie. Polizał ją po poliku.
- Dziękuję- powiedziała i włożyła kwiat za ucho.
Podniosła dłoń i machnęła palcem. Reakcja wody była natychmiastowa. Jej powierzchnia zaczęła bulgotać i się unosić. Pojedyncze słupki zaczęły się unosić i plątać ze sobą tworząc przeróżne kombinacje. Machnęła dłonią i słupki złączyły się w kwiat róży. Wilk, którego wcześniej zrobiła zaczął wyć do księżyca. Wstała.
- Stop!- krzyknęła i woda opadła na miejsce a po wilku i róży nie pozostał ślad.
Złapała ręcznik i wytarła się. Poleciała do pokoju i założyła koszulę nocną. Trzepnęła ręcznik na łóżko i wyskoczyła przed okno. Spojrzała na wodę i kazała jej się unieść. Przezroczysty płyn utworzył wielką ścianę wodną, która byłaby w stanie zmiażdżyć wroga. A jak nie, to przynajmniej utopić. Ułożyła wodę z powrotem na płasko. Weszła do pokoju i zamknęła okno. Deszcz pomyślała. O powierzchnię wody zaczęły uderzać pojedyncze kropelki, aż w końcu rozpętała się ulewa. Aria uśmiechnęła się pod nosem. Zerknęła w lustro. Skrzydełka wypełniły się srebrne nitką i teraz wyglądały jak kości. Inaczej. Cały czas były to skrzydła, ale wyglądało to jak kostki ze skrzydeł motyla, gdy zdejmiesz meszek tworzący kamuflaż. A na czubkach tych skrzydełek były małe niebieskie kryształki. Zdjęła go i położyła na biurku, po czym upadła na łóżko i usnęła od razu.
Jak można się domyśleć długo zabawili w Rivendell, bo aż dwa tygodnie, ale nie mam czasu opowiadać Wam wszystkiego, więc zobaczyliście najważniejsze momenty. Później jedynie jedli, śmiali się, odpoczywali i Aria doskonaliła swoją nową umiejętność. Czas pokazać Wam ich wyjazd.
- Miałaś z czymś problem?
- Tak, Elrondzie. Chodzi o to, że mamy mapę. I nie jestem pewna co do wszystkiego.
- Pokażcie mi ją.
- Mogę Thorinie?- spytała dziewczyna krasnoluda.
Niechętnie podał jej zwinięty w rulon pergamin, a ona przekazała go Elrondowi.
- Wiem, że to księżycowe runy, ale był nieodpowiedni księżyc- powiedziała.
- Faktycznie. Stań na szarym głazie, kiedy drozd dziobem zastuka- czytał- a zachodzące słońce ostatnim światłem dnia Durina wskaże ci dziurkę od klucza.
- Durin! Durin! Kto to był?- spytał sam siebie Thorin.
- Można powiedzieć, że praszczur twojego dziadka Thorinie- odparła Aria.
- Dobrze- rzekł Elrond- ale kiedy jest ten dzień Durina?
- U krasnoludów pierwszym dniem Nowego Roku jest, jak wszystkim oczywiście wiadomo, pierwszy dzień ostatniego księżyca jesieni, na progu zimy- tłumaczył Balin.- Nazywamy dniem Durina dzień, gdy ostatni księżyc jesieni spotyka się na niebie ze słońcem. Ale ta wskazówka niewiele nam pomoże, bo przy dzisiejszym stanie wiedzy nie jesteśmy w stanie stwierdzić kiedy ten dzień się powtórzy.
- To się jeszcze okaże- powiedziała optymistycznie Aria.
Następnego dnia, gdy słońce dopiero wschodziło, a gdy niebo było już niebieskie opuścili Ostatni Przyjazny Dom. Z nową nadzieją w sercu wyjechali w kierunku Gór Mglistych.