Przepasał się fartuchem i zaczął sprzątać. O dziesiątej uznał, że zrobił wszystko co trzeba i usiadł na fotelu przed domem. Zabrał się za robienie drugiego śniadania. Po zjedzeniu kanapki( albo nawet więcej niż jednej bo aż sześciu) zamknął oczy i zaczął bujać się na krześle. Właśnie wtedy przybył Gandalf. Jakiś duży cień sprawił, że mimo zamkniętych oczy było jeszcze ciemniej.
- Bilbo a cóż ty tu robisz?- spytał czarodziej.
- A co mam takiego robić Gandalfie?- odparł pytaniem na pytanie.
- Ależ, my na ciebie czekamy i czekamy! A ty sobie najspokojniej jesz drugie śniadanie! Czyżby tamci nie zostawili ci wiadomości?
- Jakiej wiadomości?- spytał pan Baggins okropnie zmieszany.
- Co ci się stało Bilbo? Czyżby ktoś cię w nocy odmienił? Czyżbyś nie starł dzisiaj kurzu z kominka?
- A co ma piernik do wiatraka? Czy nie mało było roboty ze zmywaniem po czternastu osobach?
- Gdybyś starł kurz z kominka, znalazłbyś to- rzekł dając mu liścik (pisany na jego papierze listowym).
Oto co Bilbo przeczytał:
Od Thorina i kampanii (i od tej nadętej elficy) pozdrowienia dla włamywacza
Bilba! Za gościnę wielkie dzięki, a Twoją ofertę fachowej
pomocy chętnie przyjmujemy. Warunki: zapłata przy dostawie
w wysokości nie przekraczającej czternastej części całego zysku
(jeżeli w ogóle będą zyski); zwrot kosztów podróży zapewniamy
w każdym przypadku; koszty pogrzebu - jeśli okaże się to
konieczne i nie będzie załatwione inaczej - ponosimy my lub
nasi przedstawiciele.
Nie widząc potrzeby zakłócania Twojego cennego snu,
wyruszyliśmy na razie sami, by poczynić niezbędne przygotowania.
Oczekujemy szanownej osoby w gospodzie "Pod Zielonym
Smokiem", nad Wodą, o jedenastej przed południem punkt.
Licząc na punktualność z Pańskiej strony, mamy zaszczyt pozostać
Bilba! Za gościnę wielkie dzięki, a Twoją ofertę fachowej
pomocy chętnie przyjmujemy. Warunki: zapłata przy dostawie
w wysokości nie przekraczającej czternastej części całego zysku
(jeżeli w ogóle będą zyski); zwrot kosztów podróży zapewniamy
w każdym przypadku; koszty pogrzebu - jeśli okaże się to
konieczne i nie będzie załatwione inaczej - ponosimy my lub
nasi przedstawiciele.
Nie widząc potrzeby zakłócania Twojego cennego snu,
wyruszyliśmy na razie sami, by poczynić niezbędne przygotowania.
Oczekujemy szanownej osoby w gospodzie "Pod Zielonym
Smokiem", nad Wodą, o jedenastej przed południem punkt.
Licząc na punktualność z Pańskiej strony, mamy zaszczyt pozostać
Szczerze oddani
Thorin i kompania i ta... elfica.
- Masz dziesięć minut na drogę. Musisz biec - rzekł Gandalf.
- Ale...-zaczął Bilbo.
- Nie ma czasu na żadne ale- powiedział czarodziej.
- Ale...- powtórzył Bilbo.
- Na to także nie ma czasu. Ruszaj!
Do końca swego długiego życia hobbit nie mógł przypomnieć sobie jak znalazł się za drzwiami bez chustki do nosa. Bez kapelusza. Bez laski. Czasem miał podejrzenia, że Gandalf wypchnął go za drzwi. Przebiegł całą drogę do karczmy i pojawił się punktualnie o jedenastej i od razu usłyszał:
- Jakże to pan Baggins jest punktualny!- rzekł Balin.
- Staram się- odparł.
- Jakże to pan Baggins jest punktualny!- rzekł Balin.
- Staram się- odparł.
Nagle zza zakrętu przyjechało czternaście kucyków objuczonych najróżniejszymi pakunkami. Dwa kucyki były wolne od pasażerów.
- Wsiadajcie obaj na konie i ruszamy- rzekł Thorin.
- Strasznie mi przykro- powiedział Bilbo- ale nic ze sobą nie mam. Ni kapelusza, ni laski, ni fajki. Nic. W dodatku dopiero dziesięć minut temu przeczytałem wasz list i-
- Nie przejmuj się drobiazgami Bilbo- powiedział Dwalin- i nie bądź taki punktualny.
- Dobrze. A w takim razie mogę wiedzieć gdzież to jest Gandalf i Aria?- spytał.
- Gdybyśmy wiedzieli...- westchnął Thorin.
- Tak konkretniej nie ma ich odkąd wstaliśmy. Wstaliśmy o szóstej, a ich już nie było- powiedział Fili.
- Aha- odparł hobbit, ponieważ nie wiedział co innego odpowiedzieć.- Ma ktoś zapasowy płaszcz i kaptur?- spytał tak jakby od niechcenia.
W ten sposób trzynaście krasnoludów i jeden hobbit ( w zbyt dużym szarozielonym płaszczu i kapturze) wyruszyli spod gospody swawolnym truchtem. Nie ujechali daleko a spotkali kłócących się Gandalfa i Arię. Czarodziej jechał na posłusznym siwku, dość wysokim jak na konia i był ubrany tak jak wczoraj. W elficy widać zaś było dużą zmianę. Miała cały czas na sobie czarny płaszcz, lecz nie był on tak wielki i tak ciemny jak ten wczoraj. Kaptur miała opuszczony, proste, czerwone włosy opadały luzem na ramiona sięgając aż bioder. Zielone oczy rzucały się każdemu. Te oczy były najzieleńsze na świecie. Biała skóra skrzyła się na słońcu. Rzęsy i brwi były czarne i długie. Usta czerwone jak krew, zaś zielona broszka od naszyjnika odbijała słońce jak kryształ. Jechała na białej klaczy imieniem Złota, mimo iż powinna zwać się Śnieżka.
- Ani sowa więcej- zagroziła mu palcem.
- O czym?- zainteresował się Bilbo.
- O niczym- odparła pospiesznie.
- Miałaś nam wyjaśnić- powiedział Kili podjeżdżając do niej.
- Co miałam wam wyjaśnić?- spytała patrząc na niego.
- Wile rzeczy. Może zacznijmy od tego jak zmieniasz się w wilka. To było świetne- powiedział Kili.
- Och- zarumieniła się- to nic takiego. Każdy elf z mojego plemienia potrafi zmienić się co w jedno zwierze. Oczywiście mój ród, jako ród królewski ma trochę... szerszy zasięg umiejętności.
Wszyscy słuchali z przejęciem i gdy wypowiedziała ostatnie słowa byli jeszcze ciekawsi.
- Czyli twoje plemię potrafi zmieniać się w wilki?- drążył Kili.
Roześmiała się srebrzyście.
- Nie Kili. Każdy ma własne niepowtarzalne i unikatowe zwierze, w które się zamienia. Ja mam wilka, więc nikt inny go nie ma. Ale to nie oznacza, że nie potrafię zmienić się w coś innego.
- W co się zmieniasz?- spytał Kili z błyskiem w oku.
- We wszystkie zwierzęta. Moje to szczególnie wilk, sokół, gepard, klacz i motyl.
- Dlaczego akurat te?- spytał Fili.
- Ponieważ- zawahała się- ponieważ... Ponieważ są to najbardziej królewskie zwierzęta. Najbardziej dostojne, ale też najbardziej opiekuńcze.
- Opiekuńcze?- prychnął Thorin.- Czy wilk alfa odpychając omegę jest opiekuńczy?
- Nie, ale istnieje też coś takiego jak alfa spośród alf. Moja matka też jest zmiennokształtna, ale gdy tylko ja stanę się alfą ona będzie betą.
- Czyli teraz jest alfą spośród alf jako wilk?- spytał Oin.
- No... nie. Ona nie zmienia się w wilka. Znaczy zmienia się w wilka, ale. Dobra. Od nowa. Każdy z królewskiego rodu zmienia się w zwierzę. Ale są zwierzęta w ciele, których czują się ... swobodniej. U mnie to wilk, sokół, gepard, klacz i motyl. Moja mama woli sokoły, zaś mój ojciec- załamał jej się głos.
- Co się stało?- spytał Kili szeptem.
- Po prostu sądzę, że jak już zasiądę na tronie to nigdy nie będę taka jak on. Nigdy nie dam rady wyprowadzić ludzi, elfy czy krasnali z kłopotów. Nie będę nawet mogła sięgnąć mu do pięt.
- Nie przejmuj się- powiedział Thorin- mój ojciec mi powiedział, że jeżeli masz wątpliwości to najlepsza oznaka, tego że dasz radę. A nawet uda ci się być wyżej.
Uśmiechnęła się i spojrzała na Thorina z wdzięcznością.
- Mój tata najbardziej lubi w konie, wilki i gepardy. Jest niesamowity. Nigdy nikogo za zdradę nie skazał na śmierć. On zawsze wybacza. Mówi, że każdy ma prawo zejść ze ścieżki i trzeba mu pomóc na nią wrócić. Gorzej z matką. Ona jest straszna. Mój tata nie chce mnie zmuszać na to bym zasiadła na tronie i wyszła za mąż, a ona? Ona ma ochotę mnie rozszarpać. Ona mi z zamku wyjść nie pozwala!- krzyknęła oburzona.
- To dlaczego tu jesteś?- spytał Bifur.
- Powiedzmy, że jestem troszeczkę nieposłuszna- powiedziała.
- Troszeczkę?- spytał sarkastycznie Gandalf- Ona zna każdy zakamarek swojego lasu! W dodatku twoje troszeczkę to prawie na drugim końcu świata!
- Oj tam, oj tam- zbagatelizowała machnięciem ręki.
I wtedy zaczęło padać. Ulewa była straszna, więc wszyscy zaszyli się pod kapturami. Teraz widać było jak na obwódce kaptura Aria ma wyszyte złote wzory.
- I pomyśleć, że jutro będzie pierwszy czerwca- stękał hobbit.
Wszystkim towarzyszom popsuły się humory. Nie mieli ochoty na pogawędki, więc milczeli. Jedyna osoba z dobrym humorem to była Aria. Czasem odchylała głowę patrząc w niebo. Widać było, że tak jak lubi słońce tak samo lubi deszcz. Każdy z obecnych myślał o czymś innym. "Że też się jej chce bawić w taką pogodę" myślała większość krasnoludów. Thorin i Kili patrzyli na nią z podziwem, mimo iż starszy krasnolud za nią nie przepadał. Z tego co powiedziała do tej pory jasno wynikało, że nie miała łatwego życia. Owszem. Nie była wyganiana przez smoki, ale taka matka? To było coś nie do pomyślenia. Kto wie, może nawet jest bita? "Z pewnością ubrani i zapasy w jukach potrzebują wody by rosnąć"- myślał coraz bardziej zdenerwowany Bilbo- "a mogłem siedzieć w ciepłym domku i czytać swoje książki". Tymczasem kłusowali dalej przed siebie, żaden nie zwracał uwagi na hobbita. A przy okazji słońce skryte do tej pory za chmurami zaszło, więc zrobiło się ciemno. Zerwał się wiatr i wierzby pochyliły się z westchnieniem nad rzeką. Nie wiem jak się nazywała, więc nawet nie pytajcie. Jedyne co wiem to to, że miała nurt rwący, a kolor czerwony i spływała z okolicznych pagórków.
Gdy zrobiło się już całkiem ciemno wiatr rozwiał chmury i wyjrzał blady księżyc. Thorin zaczął coś mruczeć o miejscu na nocleg i kolacji, a krasnoludy przytakiwały skwapliwie,
- Gdzie Gandalf?- spytał hobbit, gdyż pierwszy zauważył jego nieobecność.
- Odłączył się od nas jakieś dwie godziny temu- odparła Aria i wzruszyła ramionami.
- A dokąd pojechał?- spytał Thorin.
- Jak to on kiedyś do mojej matki powiedział? Licho wie gdzie go podziało. Szalony i tyle.
Dotąd Gandalf był z nimi cały czas, a śmiał się, jadł, gadał i pił więcej niż inni.
- I akurat teraz, gdy czarodziej nam potrzebny, czarodziej znika- stęknęli Dori i Nori (podzielali upodobanie hobbita do posiłków częstych i sytych).
W końcu zdecydowali się rozbić obóz tam, gdzie stali. Nie uśmiechało się im (oprócz Arii) spanie pod gołym niebem, mimo iż wiedzieli, że niedługo będzie to rutyną. A ten dżdżysty wieczór wcale nie był dobry na początek. Zboczyli ku kępie drzew, pod którymi grunt był suchszy, ale z drzew spadały krople- kap, kap- bardzo niemiło. Ogień też jakby płatał im figle. Krasnoludy umieją na ogół rozpalać świetnie ogniska, ale tej nocy nikt nie mógł sobie z tym poradzić- nawet Oin i Gloin. Mistrzowie w rozpalaniu ognia.
Później jeden z kucyków spłoszył się nie wiadomo czemu i uciekł. Nim go Fili i Kili złapali już był w strumyku. Krasnoludy wyszły przemoczone, a w dodatku wszystkie juki poszły z prądem. A że była to głównie żywność- niewiele mieli na kolacje. A świadomość, że mają jeszcze mniej na śniadanie była bardzo pocieszająca.
Siedzieli więc posępni, zmoknięci i klęli pod nosem. Aria nadal (zupełnie jakby była chora) miała aż nadto entuzjazmu i Kili od patrzenia na nią również go zyskał.
- Mogło być gorzej, prawda?- spytała.
- Jaasne. Mógł nas grad porozwalać- odparł jej Thorin.
W odpowiedzi wytknęła mu język. Oin i Gloin nadal męczyli się z rozpaleniem ogniska i kłócili się przy tym zawzięcie. I wtedy Balin, zazwyczaj pełniący straż, powiedział:
- Tam coś się świeci.
W pewnym oddaleniu na wzgórzu rzeczywiście iskrzyło się małe światełko. Wyglądało jak gdyby ognisko czy migotanie pochodni.
Przyglądali się czas jakiś, a później wybuchły spory. Jedni mówili "tak", inni mówili "nie", a Aria nic nie mówiła. Kłótnia zaczęła się rozrastać i rozrastać. Jedni mówili, że warto sprawdzić i może będzie coś do jedzenia, drudzy na to, że okolica nieznana i nie wiadomo co tam się dzieje. Na to pierwsi "w końcu jest nas piętnastka...". Ale większość zadawała sobie pytanie "gdzie jest Gandalf?". W dodatku deszcz lunął rzęsiściej, a Oina i Gloin siłą trzeba było odciągać od siebie, ponieważ wszczęli bójkę.
" W sumie to mamy w kampanii włamywacza. Czyż nie?"- powiedzieli i ten argument wygrał. Ruszyli w kierunku światła, prowadząc kucem za uzdy z ostrożnością. Jedynie Aria siedziała na swoim koniu i sunęła przez las jak cień. Wspinali się w górę, jednakże nie trafili nigdzie na ścieżkę prowadzącą w górę do jakiegoś domu czy gospody.Nagle las ogarnął ich bardzo ciasno. Mimo wszelkich starań nie uniknęli skrzypień, trzaśnięć czy szelestów( a także stękania i przekleństw pod nosem). Aria i Bilbo byli wściekli, ponieważ skradali się bezszelestnie, a krasnoludom nie dało się zarzucić ciszy.
Nagle czerwone światło dość już blisko błysnęło między pniami.
"Teraz kolej na włamywacza"- orzekły krasnoludy.
- Musisz tam iść, wybadać, co to za światło, kto i po co je rozniecił, czy tam jest bezpiecznie- zwrócił się Thorin do Bilba.- Biegnij szybko. Jeżeli wszystko w porządku to wracaj prędko. Jeżeli nie jest w porządku wracaj jeśli zdołasz. Jeśli nie zdołasz huknij dwa razy jak sowa i raz jak puszczyk, a my pomyślimy co zrobić.
I Bilbo musiał ruszyć na zwiady, nie zdążywszy nawet wyjaśnić, że nie umie naśladować żadnej sowy, a tym bardziej latać jak nietoperz. Jedyną zaletą u Bilba było to, że umie się skradać bezszelestnie. Skradał się w stronę ogniska i nawet czujna łasica nie ruszyłaby wąsem. Toteż dostał się do ogniska- bo było to ognisko- całkiem niezauważony.
Zobaczył na ogromnym ogniu płonące pnie brzóz, a wokoło grzało się trzech olbrzymów. Na długich patykach przypiekali mięso baranie i zlizywali tłuszcz z palców. Zapach rozchodził się smakowity, toteż hobbit szybko zgłodniał jeszcze bardziej. Opodal stała beczka zacnego piwa, a olbrzymi coraz to łykali ze dzbana. Jak pewnie zdążyliście się domyślić były to trolle. Bez wątpienia masz racje. Nawet Bilbo- ten leżący w fotelu przy kominku leń- poznał się na tym. Grubo ociosane twarze, olbrzymi wzrost i kształt stóp mówiły same za siebie. Nie będę dodawać o tym jak śmierdziały.
- Baranina wczoraj. Baranina dzisiaj. I niech mnie szlag trafi, jeżeli jutro znów będzie baranina!- krzyknął jeden z trollów.
- Już zapomniałem, kiedy ostatni raz miałem w gębie kęs ludzkiego mięsa- powiedział drugi.- Coś ty sobie Williamie sądziłeś ściągając nas w te strony? A najgorsze, że w beczce też już widać dno- dodał i szturchnął Williama, który właśnie przechylał dzbanek.
William zakrztusił się.
- Zamknij gębę durniu!- wykrztusił.- Chciałbyś, żeby ludzie tu siedzieli, a ty z Bertem moglibyście jeść ich na spółkę. We dwóch zeżarliście już półtorej wsi odkąd przyszliśmy z gór! Czego wam, idiotom więcej się chce? A były takie czasy, gdy dziękowaliście Billowi za ochłap tłustego barana z tej doliny!- To rzekłszy Wiliam wgryzł się w pieczone udo baranie.
Tak, niestety, zachowują się trolle. Ich język jest wulgarny. W dodatku śmierdzą. Ojć. Zapomniałam, że miałam o tym nie wspominać. Bilbo usłyszał dość i wiedział, że powinien wrócić do przyjaciół i ich ostrzec. Lecz wtedy odezwała się jego Tukowska żyłka i nie miał zamiaru stąd iść. No bo przecież prawdziwy włamywacz podszedł by do trolla i zaczął myszkować mu po kieszeniach, zwędziłby trochę mięsa i piwa i umknął niezauważony. Włamywacz, zaś bardziej praktyczny, lecz obdarzony mniejszą ambicją zawodową dźgnąłby parę razy trolle nim by zauważyli. Wówczas noc zakończyłaby się pomyślnie dla krasnoludów.
Bilbo wszystko to rozumiał. Czytał o wielu rzeczach, których nigdy nie widział i nie robił. Trząsł się ze strachu i wstrętu. A jednak pewna myśl nie dawała mu spokoju. Stał, więc w mroku pełen rozterek i myślał. W tej chwili najłatwiejsza wydała mu się kradzież kieszonkowa, więc podszedł do Williama i stanął w cieniu drzew.
Bert i William właśnie oddalili się do beczki po piwo. William pociągnął z dzbanka. Hobbit zebrał się na odwagę i wsunął swą małą rączkę do kieszeni trolla, która wydała mu się workiem. Była w niej mała sakiewka, dla Bilba wielka jak worek węgla. "Ha! Dobre i to na początek!"- pomyślał.
Rzeczywiście bardzo dobry początek. Bo sakiewki trollów z reguły są zaczarowane, a ta nie była wyjątkiem. "Coś ty za jeden?" pisnęła, gdy Bilbo wyjął ją z kieszeni trolla; William odwrócił się błyskawicznie i złapał hobbita za kark, nim zdążył dać nura między drzewa.
- Rety! Bert, patrz co za chuchro złapałem!-zawołał.
- Co to takiego?- spytali, podchodząc bliżej.
- Niech mnie szlag, jeśli wiem. Coś ty za jeden?
- Bilbo Baggins- pisnął- włamyhobbit.- Dodał zastanawiając się jak huknąć jak sowa.
- Włamyhobbit? Pierwszy raz słyszę o takiej rasie- powiedzieli jednocześnie trochę zaskoczeni. Trolle na ogół są głupie i w dodatku ciężko im się myśli.
- A co taki włamyhobbit ma do roboty w mojej kieszeni?- spytał William.
- Nada się toto na pieczeń?
- Można spróbować- powiedział Bert sięgając po szpikulec.
- Z tego chuchra nie starczy podaj na ząb- rzucił najedzony William.
- Może jest ich więcej to udusiłoby się w potrawce- rzekł Bert.- Gadaj no paskudztwo, dużo jest takich jak ty w lesie?- powiedział przyglądając się owłosionym stopom hobbita jak jakimś pucharom za pierwsze miejsce. Wziął go za te biedne stopy i zaczął nim potrząsać( niezbyt lekko).
- Mnóstwo!- krzyknął w odruchu Bilbo, po czym poprawił się- nie ma nawet na lekarstwo.
- Co to znaczy chuchraku?- spytał Bert potrząsając nim dwa razy mocniej.
- To co mówię- odparł bez tchu.- Proszę nich mnie łaskawi panowie nie pieką na rożnie. Wolę gotować niż być gotowanym. Mógłbym wam coś przyrządzić na kolację i śniadanie.
- Biedny głuptak- rzekł William.- Biedny głuptak. Puśćmy go żywego.
- Nie puszczę, dopóki nie powie co znaczy i mnóstwo, i ani na lekarstwo- powiedział Bert.
- Nie godzę się. Ja go złapałem, nie ty- rzekł wyższym tonem William.
- Spasiony dureń z ciebie- rzekł Bert- zresztą dawno już to zauważyłem.
- A z ciebie cham!
- Tego ci nie daruję, Billu Huggins- krzyknął Bert i walnął go pięścią między oczy.
Bójka rozpętała się na dobre. Bilbo był w szoku, ale gdy Bert upuścił go na ziemię miał dość przytomności umysłu by uciec spod nóg trolli. Umknął w ostatniej chwili, gdy dwa trolle rzuciły się na siebie i wywalały najróżniejsze bluźnierstwa na swój temat. Bo takie są trolle. Żeby z nimi rozmawiać trzeba bluźnić bo nie zrozumieją. W czasie, gdy dwa trolle się biły, Tom walił je po głowach grubą gałęzią w zamiarze rozdzielenia ich. Niestety tylko bardziej je rozjuszył.
Trolle się ze sobą biły, gdy nadszedł Balin. Krasnoludy słysząc z dala zgiełk ruszyły jeden po drugim. Aria się uparła, że nigdzie nie pójdzie, a nie słysząc hukania sowy nawet Thorin się niecierpliwił. Zwierzęta zaczęły się przyglądać co się dzieje. Jedna sarna w krzewach stał, prawie niewidoczna i patrzyła. Najróżniejsze ptaki siedziały na gałęziach. Koliberki latały wokół, ponieważ nic im nie groziło- były zbyt szybkie dla trolli. Najodważniejszy sokół siedział na najbliższej gałęzi i wpatrywał się w to co się działo. Kukułki i dzięcioły siedziały na najdalszych gałęziach wpatrując się w całe przedstawienie z ciekawością. Jeden z trzech królików prychał pod nosem, a ów wcześniej wspomniany sokół uznawał całą sytuację za niezwykle zabawną. Balin został zauważony przez Toma( wtedy spłoszył wszystkie kolibry), więc Bert i Bili natychmiast przestali się bić. Will rzucił się po worek i nim Balin zdążył zorientować się w sytuacji na jego głowie spoczął ciemny, cuchnący worek. Krasnolud legł obezwładniony na ziemi.
- Przyjdzie ich więcej. Jeżeli nie to jestem debilem z krwi i kości- powiedział Tom.
- Jesteś debilem z krwi i kości tak czy siak- odparł Bert.
- Nie kłóćcie się. Jeżeli przyjdzie ich więcej to będzie przepyszna kolacja. Dlatego schowajmy się w cieniu i czekajmy aż ruszą do nas.
Tak też zrobili. Z workami, których używali do swoich zdobyczy przyczaili się w ciemnościach. Sokół ukrył głowę w skrzydle i zaczął się po cichutku śmiać. Co który krasnolud wychynął z lasu i zagapił się na ognisko, na przewrócone dzbanki i porozrzucane kości- hop!- spadał mu znienacka cuchnący worek na głowę. Wkrótce obok Balina leżeli uwięzieni; Dwalin, Fili, Kili( obaj w jednym worku), a Dori, Nori i Ori na kupie, Oin zaś, Gloin, Bifur, Bofur i Bombur jeden na drugim bardzo niewygodnie tuż przy ognisku.
- Będą mieli nauczkę- powiedział Tom, ponieważ Bifur i Bombur sprawili mu dużo kłopotu walcząc zawzięcie.
Ostatni przyszedł Thorin i ten chociaż nie został zaskoczony znienacka. Idąc już wywęszył zasadzkę i nim jeszcze spostrzegł nogi swych przyjaciół, sterczące z worków, zrozumiał, że dzieje się coś niedobrego. Zatrzymał się więc nieco dalej w ciemnościach i spytał:
- Co to za awantura? Kto pobił moich towarzyszy?
- Trolle!- pisnął Bilbo w ciemności, ukryty za drzewami i całkiem zapomniany.- Czają się tam w krzakach z workami.
- Więc to tak?!- zawołał Thorin i dał susa ku ognisku, nim trolle zdążyły zrzucić worek.
Chwycił długą gałąź, płonącą na drugim końcu i uderzył nią Bert w oko, nim ten zdążył odskoczyć. Bert na długą chwilę musiał wyłączyć się z walki, zaś Bilbo włączył się do niej jak umiał. Złapał Toma za nogę- chociaż objąć jej nie mógł, ponieważ była gruba jak pień. Lecz Tom jednym kopniakiem sypnął Thorinowi w twarz iskry, zaś hobbita posłał na gałąź obok sokoła.
Za karę Tom dostał gałęzią w zęby i utracił w ten sposób jeden z siekaczy. Zawył tak, że sarna uciekła. Zza jego pleców wysunął się William i nakrył Thorina workiem- od głowy aż do stóp. Walka była skończona. Nie ma co mówić. Wynik chyba znacie. Krasnoludy na stosie czekały na to jak ich ugotują, zaś Bilbo leżał półprzytomny na gałęzi obok sokoła. I wtedy trolle ustaliły, że upieką krasnoludy.
Nagle sokół krzyknął, czym zwrócił na siebie uwagę. Zleciał z gałęzi i wylądował u stóp trolli zmieniając się w elfa. Czerwone włosy spadały jej na ramiona, sukienka szaro biała z piór zwężała się w talii. Sukienka ta miała cienkie ramiączka wykonane z białych piórek. Sięgała do kolan, odsłaniając białą skórę i bose stopy. Zielone oczy rozglądały się czujnie po wszystkich trzech trollach. Aria stała, a wokół niej rozwijał się całun księżycowego światła. Ponieważ niewątpliwie była to Aria.
- Czego tu chcesz?- spytał oschle William.- Ciebie też możemy zjeść.
Skierowała zimny i nieruchomy wzrok na trolla. Poruszyła się lekko, odsuwając rękę w bok i ukazując saksę i nóż do rzucania, schowane w pochwie, która została spleciona z piór, więc trzeba było się przyjrzeć by je zauważyć. Odrzuciła do tyłu włosy ukazując kołczan z nie wiadomo iloma strzałami. Przy okazji odsłoniła długi, niebezpieczny łuk i miecz w pochwie- również z piór.
- Nie boję się takich chłystków- rzekła spokojnie.
Kili, Fili, Dwalin, Ori i Dori mogli się spokojnie przyglądać co się działo. Ich worki były przedziurawione tak, że mogli wystawić głowy.
- A my się nie boimy ciebie- odparł Bert.
- A założysz się?- spytała.
I w ułamku sekundy po tym pytaniu Bert krzyknął przeraźliwie, tak, że wszystkie zwierzęta się spłoszyły.
- Więc jak?- spytała.
- Coś ty zrobiła, kretynko?- krzyknął William.
- Ja? Nic. Jedynie podeszłam do niego, przejechałam mu saksą po kostce i wróciłam na poprzednie miejsce. Mam jedną radę.
- Jaką?- warknęli jednocześnie.
- Nie radzę wam piec krasnoludów. Nie starczy wam nocy. Poza tym po upieczeniu krasnoludy śmierdzą.
- Dodamy szałwii i nie będą śmierdzieć- powiedział Bill.
- I co wam z tego? I tak wam nocy nie starczy- odparła.
- Dziś ma wzejść słońce o siódmej a jest dopiero druga, mądralo- odparł Tom.
W tym momencie krasnoludy ujrzały jak Aria z każdą chwilą coraz bardziej chwieje się na nogach. Była zmęczona jakimś wysiłkiem. Niestety trolle też to ujrzały i otoczyły ją. Ale ta stała i nadal patrzyła twardo na trolle.
- Tak czy siak wolałabym je ugotować na waszym miejscu.
- Ugotować?- zdziwił się Bill, który (co było dziwne) wielbił gotowanie.
- Noo... tak. W końcu jak tylko robaki, które mają, poczują wodę to uciekną jak najdalej.
I wtedy krasnoludy zaczęły mruczeć najgorsze przekleństwa na jej temat. Nic jej nie ruszyło.
- Głupia jesteś- powiedział Will- grasz na czas, ale to ci nic nie da.
- Sam jesteś głupi- krzyknął Kili.
Tylko w jednym wypadku nie docenili Arii. Może chwiała się na nogach, ale takie osoby jak ona nigdy nie odpuszczają. Wskoczyła i ukucnęła na ramieniu Williama. Stało się to w ułamku sekundy, więc u krasnoludów (oczywiście tylko u tych, które patrzyły) rósł podziw. Ponieważ mimo iż była zmęczona i to strasznie, nadal była szybka i zwinna. Pochyliła się i szepnęła mu coś do ucha. Zeskoczyła.
- Zapamiętaj to- powiedziała.
Wtedy Bert się na nią rzucił. Skoczyła do góry i troll wylądował na ziemi bez zęba. Poszła do tyłu. Aż poczuła skrawek worka pod stopą i płomienie ognia za plecami.
- A może bym je usmażyła?- spytała się jakby sama siebie.
- Dlaczego?- spytał Bill. Ta konwersacja była zabawna.
- Są smaczniejsze.
- Od którego zaczniemy?- spytał William Berta.
- Może od tego grubego. Zalazł mi za skórę.
- Nie. Zacznijcie od tego, który z wami walczył najdłużej- poradziła Aria.
- To był ten w żółtych pończochach, nie?- spytał Tom.
- Wydaje mi się, że ten w zielonych- odparł Bert.
- Obaj jesteście głupi- dorzuciła Aria.- To ten w pomarańczowych.
- Jasne kretynko. Przecież to ten w czerwonych- powiedział Will.
- Świta dzień, co was w kamień obróci.- Powiedziała elfica.
- Gdzie?- spytały trolle.- Nie widzimy światła.
- Tutaj!- krzyknął Gandalf.
Uderzył laską w wielką skałę, która przepołowiła się na pół. I rzeczywiście znad niskich krzaków wstawało słońce. Duże i ciepłe słońce weszło na polankę i skierowało swe promienie do Arii. Jednocześnie dosięgnęło trolli, które stały tuż przed nią. Na ich plecach zaczęła tworzyć się szara powłoka, która z każdą chwilą powiększała teren swojego bytu. Trolle zaczęły się wić i w ten sposób jeden kucał, drugi ryczał, zaś trzeci stał lekko pochylony. Z oblicz Arii zniknęły oznaki zmęczenia. Uśmiechnęła się promiennie i podeszła do Fila. Rozwiązała go. Po chwili ten wstał i zaczął rozwiązywać Thorina. Zrobił się łańcuszek, ponieważ każdy rozwiązany krasnolud rozwiązywał drugiego. Aria podeszłą do Kila. Ukucnęła i zaczęła rozwiązywać mu nogi.
- Dlaczego się za mną wstawiłeś?- spytała cicho.
- P-p-ponieważ cię lubię- odparł równie cicho po chwili milczenia.
Zaczęła rozwiązywać mu ręce. Uniosła wzrok i po krótkiej chwili wahania powiedziała:
- Dziękuję- i pocałowała go w czoło.
Odeszła do Gandalfa. Thorin i Kili patrzyli za nią jak odchodzi. Kili zarumieniony wstał i podszedł do Fila. Thorin z gniewem w oczach skierował się do czarodzieja.
- Dziękuję, że nas uratowałeś- powiedział nie patrząc na elficę. Wszystkie krasnoludy skierowały na nich wzrok.
- To nie moja zasługa, lecz Arii- uściślił Gandalf- to dzięki niej.
- To ty sprawiłeś, że słońce szybciej się ukazało. Rozbiłeś skałę, ona tylko grała na czas- powiedział.
- Niestety. Ja tylko jej pomogłem. Grała na czas i jednocześnie...
- Jednocześnie. Poczekaj Gandalfie. Thorinie. Słyszałeś co mówił troll o słońcu?
Krasnolud skierował na nią nieprzychylne spojrzenie.
- Że ma wstać o siódmej a jest druga?
- Właśnie. A która jest godzina?
- Ario nie zamęczaj go. Thorinie, powiem ci to szybko. Dzięki Arii słońce wstało trzy godziny wcześniej. Czy któryś z krasnoludów widział na jej twarzy wyraz zmęczenia.
- Ja- powiedzieli Kili i Fili jednocześnie.
- No wiesz Gandalfie, trudno podnieść wielką kulę ważącą ponad piętnaście ton- ziewnęła- idę spać.
Powiedziawszy to, położyła się w cieniu małej sosny.
- To dobry pomysł- rzekł Gandalf- połóżcie się. Będę trzymał straż.
Wszyscy się położyli pod sosną. Gandalf zauważył, że dziwnym trafem Kili jest bardzo blisko Arii.
Trzy godziny później, tak koło siódmej wstali by wyruszyć dalej w drogę. Bilbo musiał dwa razy opowiadać o tym co się wydarzyło, nim dali mu spokój.
- Nie w porę zachciało ci się wprawek w kradzieży kieszonkowej- rzekł Bombur.- Jedyne czego potrzebowaliśmy to ognisko i jadło.
Aria wybuchnęła śmiechem.
- Przesadzacie. Szukajcie w tym dobrych stron.
- Niby jakich?- spytał Thorin, mierząc ją gniewnym wzrokiem.
- Pierwsza to to, że trolle już nikogo nie napadną. Druga to... to odrobina rozrywki..
- Ja ci dam rozrywkę- mruknął Oin.
- Trzecia dobra strona to to, ze gdzieś tutaj jest jaskinia trolli, więc będzie tam jadło i picie.
- Aria ma rację. Nie ma czasu do stracenia. Chodźmy szukać jaskini- powiedział Kili.
Przeszukali okolicę i wkrótce trafili na ślady wydeptane ciężkimi butami trollów wśród lasu. Idąc tym tropem pod górę, znaleźli ukryte w zaroślach ogromne kamienne drzwi do podziemi. Nie mogli ich otworzyć, a Gandalf nie chciał męczyć jeszcze bardziej szesnastolatki, która- gdyby tylko poprosił- otworzyłaby je. Niestety biedaczka prawie spała na swoim wierzchowcu.
- Może to na coś się przyda?- spytał Bilbo, gdy już na dobre cała kompania się zmęczyła i zirytowała.- Znalazłem to na ziemi, kiedy trolle biły się między sobą.- I pokazał ogromny klucz, który Williamowi zapewne wydawał się maleńki i łatwy do ukrycia. Musiał ten klucz wypaść trollowi z kieszeni; na szczęście stało się to, nim cały olbrzym obrócił się w kamień.
- I teraz to mówisz?!- krzyknęły razem krasnoludy, a Gandalf chwycił klucz i wcisnął go w otwór zamka.
- Coś mnie ominęło?- spytała cicho Aria.
- Nie, kochana, odpoczywaj- powiedział Gandalf z ewidentną troską w głosie i wzroku.
Kamienne drzwi jednym potężnym zamachem otworzyły się na oścież, a cała kompania zeszła w głąb piwnicy. Aria wraz z nimi. Odzyskiwała powoli przytomność umysłu i budziła się do życia. Na ziemi poniewierały się obgryzione kości, w powietrzu unosił się zaduch, ale było sporo żywności niedbale rozrzuconej na półkach lub po kątach, między bezładnymi stosami łupów wszelkiego rodzaju- od mosiężnych guzików do garnków wypełnionych złotymi monetami. Na gwoździach wzdłuż ścian wisiało też sporo ubrań, zbyt małych na trolle- obawiam się, że była to odzież zdarta z ich ofiar- a wśród nich również broń, miecze rozmaitego kształtu i pochodzenia, różnej też wielkości. Dwa szczególnie zwracały uwagę, tak piękne miały pochwy i rękojeści zdobione szlachetnymi kamieniami.
Gandalf i Thorin wzięli je dla siebie, Bilbo zaś wybrał nóż w skórzanej pochwie. Dla trolla był to ledwie kozik kieszonkowy, ale hobbitowi mógł zastąpić krótki miecz.
- Ostrza bardzo porządne- rzekła Aria obnażając do połowy miecz Gandalfa i przyglądając mu się z zaciekawieniem.- Sądzę, ze wiem czyja to robota, ponieważ znam ten styl kucia i rozumiem zapisane tu runy, ale wolę się upewnić jak dotrzemy do Rivendell.
- Wyjdźmy wreszcie z tego okropnego zaduchu!- krzyknął Fili.
Wynieśli więc z piwnicy garnki ze złotymi monetami oraz te prowianty, które wydawały się nietknięte przez trollów i zdatne do spożycia, a także baryłkę piwa, jeszcze pełną. Wszyscy już marzyli o śniadaniu i tak byli głodni, że nie kręcili nosami na wątpliwe przysmaki trollowej spiżarni. Własne ich zapasy już się kończyły. Teraz bądź co bądź mieli chleb i ser, piwa pod dostatkiem i słoninę, którą przysmażali po kawałku w żarze ogniska.
Potem aż do popołudnia nie brali się już za nic konkretnego. Jedynie czasem się przespali, a tak to gadali o tym jak Aria podniosła słońce. W południe sprawdzili jak są osiodłane kuce, załadowali na nie garnki ze złotem, by je zakopać opodal drogi nad rzeką, dobrze ukryte; miejsce naznaczyli różnymi tajnymi znakami na wypadek, gdyby udało im się wrócić z wyprawy i odzyskać łup. Kiedy się z tym uporali, wsiedli znów na wierzchowce i ruszyli truchtem dalej ku wschodowi.
- Gdzież to bywałeś, jeżeli wolno wiedzieć?- spytał Thorin Gandalfa.
- Przepatrywałem drogę przed nami- odparł czarodziej.
- A co cię sprowadziło do nas?
- Nie co, lecz kto. Aria mnie wezwała.
Wszystkie oczy skierowały się ku zmęczonej elficy, która- na szczęście już się śmiała i bawiła. Znów była ubrana jak przedtem.
- Tak...- rzekł Thorin- ale czy mógłbyś mówić jaśniej?
- Pojechałem na zwiady. Wkrótce czeka nas droga niebezpieczna i trudna. Myślałem też o uzupełnieniu kończących się zapasów...
- Przechodzisz na dietę- powiedziała Aria.
- Że co?- spytał.
- Że to.
- Nie ujechałem daleko, gdy spotkałem przyjaciół z Rivendell.
- Gdzie to jest?- spytał Bilbo.
- Nie przerywaj!- rzekł Gandalf.- Jeśli ci się poszczęści, będziesz tam za kilka dni, a wtedy sam wszystko zobaczysz. No, więc jak już mówiłem spotkałem dworzan Elronda. Chwilę porozmawialiśmy i dostałem wezwanie od Arii, która niewiele powiedziała. Rzekła tylko, że siedzi na drzewie pod postacią sokoła i nikomu nie przyszło do głowy, że to ona. Dodała też, że potrzebna jej moja pomoc. Powiedziała, że na hasło "świta dzień, co was w kamień obróci" mam przepołowić skałę. Bardzo was proszę w przyszłości, gdy mnie nie będzie słuchajcie jej. Jest mądrzejsza od was mimo iż młodsza. A słuchajcie Arii, bo nigdy nie dojdziecie do celu.
- Dobrze- odparły wszystkie krasnoludy. Prawie wszystkie.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heeej. Przepraszam za pięć tygodni opóźnienia. Pierwsze były w święta, gdy dostałam zakaz na komputer o tytule "siedź z nami, bo są święta". Oczywiście moja kochana rodzina spała ponad pół dnia a ja siedziałam w pokoju i nie wiedziałam co robić. A później szkoła. Zwłaszcza, że mam wystawione oceny semestralne ( w ten piątek były ostatecznie wpisane do dziennika). W przeprosiny rozdział jest długi. Sama nie wiem co mam o nim myśleć. Umieśćcie w komentarzach co o nim sądzicie. Dodaje też zwiastun, który będzie na stronie "zwiastuny". O tym też możecie napisać co sądzicie, bo to mój pierwszy filmik i sama nie wiem jak wyszedł. Boże ile niewiadomych. Ostatnia sprawa to kolor czcionki, który zmieniłam na biały. Dostałam kilka skarg na poprzedni kolor, więc zmieniłam go. Jeżeli są jakieś problemy możecie o nich wspomnieć to postaram się je naprawić.
Pozdrowienia dla czytelników
Emila.
- Wsiadajcie obaj na konie i ruszamy- rzekł Thorin.
- Strasznie mi przykro- powiedział Bilbo- ale nic ze sobą nie mam. Ni kapelusza, ni laski, ni fajki. Nic. W dodatku dopiero dziesięć minut temu przeczytałem wasz list i-
- Nie przejmuj się drobiazgami Bilbo- powiedział Dwalin- i nie bądź taki punktualny.
- Dobrze. A w takim razie mogę wiedzieć gdzież to jest Gandalf i Aria?- spytał.
- Gdybyśmy wiedzieli...- westchnął Thorin.
- Tak konkretniej nie ma ich odkąd wstaliśmy. Wstaliśmy o szóstej, a ich już nie było- powiedział Fili.
- Aha- odparł hobbit, ponieważ nie wiedział co innego odpowiedzieć.- Ma ktoś zapasowy płaszcz i kaptur?- spytał tak jakby od niechcenia.
W ten sposób trzynaście krasnoludów i jeden hobbit ( w zbyt dużym szarozielonym płaszczu i kapturze) wyruszyli spod gospody swawolnym truchtem. Nie ujechali daleko a spotkali kłócących się Gandalfa i Arię. Czarodziej jechał na posłusznym siwku, dość wysokim jak na konia i był ubrany tak jak wczoraj. W elficy widać zaś było dużą zmianę. Miała cały czas na sobie czarny płaszcz, lecz nie był on tak wielki i tak ciemny jak ten wczoraj. Kaptur miała opuszczony, proste, czerwone włosy opadały luzem na ramiona sięgając aż bioder. Zielone oczy rzucały się każdemu. Te oczy były najzieleńsze na świecie. Biała skóra skrzyła się na słońcu. Rzęsy i brwi były czarne i długie. Usta czerwone jak krew, zaś zielona broszka od naszyjnika odbijała słońce jak kryształ. Jechała na białej klaczy imieniem Złota, mimo iż powinna zwać się Śnieżka.
- Ani sowa więcej- zagroziła mu palcem.
- O czym?- zainteresował się Bilbo.
- O niczym- odparła pospiesznie.
- Miałaś nam wyjaśnić- powiedział Kili podjeżdżając do niej.
- Co miałam wam wyjaśnić?- spytała patrząc na niego.
- Wile rzeczy. Może zacznijmy od tego jak zmieniasz się w wilka. To było świetne- powiedział Kili.
- Och- zarumieniła się- to nic takiego. Każdy elf z mojego plemienia potrafi zmienić się co w jedno zwierze. Oczywiście mój ród, jako ród królewski ma trochę... szerszy zasięg umiejętności.
Wszyscy słuchali z przejęciem i gdy wypowiedziała ostatnie słowa byli jeszcze ciekawsi.
- Czyli twoje plemię potrafi zmieniać się w wilki?- drążył Kili.
Roześmiała się srebrzyście.
- Nie Kili. Każdy ma własne niepowtarzalne i unikatowe zwierze, w które się zamienia. Ja mam wilka, więc nikt inny go nie ma. Ale to nie oznacza, że nie potrafię zmienić się w coś innego.
- W co się zmieniasz?- spytał Kili z błyskiem w oku.
- We wszystkie zwierzęta. Moje to szczególnie wilk, sokół, gepard, klacz i motyl.
- Dlaczego akurat te?- spytał Fili.
- Ponieważ- zawahała się- ponieważ... Ponieważ są to najbardziej królewskie zwierzęta. Najbardziej dostojne, ale też najbardziej opiekuńcze.
- Opiekuńcze?- prychnął Thorin.- Czy wilk alfa odpychając omegę jest opiekuńczy?
- Nie, ale istnieje też coś takiego jak alfa spośród alf. Moja matka też jest zmiennokształtna, ale gdy tylko ja stanę się alfą ona będzie betą.
- Czyli teraz jest alfą spośród alf jako wilk?- spytał Oin.
- No... nie. Ona nie zmienia się w wilka. Znaczy zmienia się w wilka, ale. Dobra. Od nowa. Każdy z królewskiego rodu zmienia się w zwierzę. Ale są zwierzęta w ciele, których czują się ... swobodniej. U mnie to wilk, sokół, gepard, klacz i motyl. Moja mama woli sokoły, zaś mój ojciec- załamał jej się głos.
- Co się stało?- spytał Kili szeptem.
- Po prostu sądzę, że jak już zasiądę na tronie to nigdy nie będę taka jak on. Nigdy nie dam rady wyprowadzić ludzi, elfy czy krasnali z kłopotów. Nie będę nawet mogła sięgnąć mu do pięt.
- Nie przejmuj się- powiedział Thorin- mój ojciec mi powiedział, że jeżeli masz wątpliwości to najlepsza oznaka, tego że dasz radę. A nawet uda ci się być wyżej.
Uśmiechnęła się i spojrzała na Thorina z wdzięcznością.
- Mój tata najbardziej lubi w konie, wilki i gepardy. Jest niesamowity. Nigdy nikogo za zdradę nie skazał na śmierć. On zawsze wybacza. Mówi, że każdy ma prawo zejść ze ścieżki i trzeba mu pomóc na nią wrócić. Gorzej z matką. Ona jest straszna. Mój tata nie chce mnie zmuszać na to bym zasiadła na tronie i wyszła za mąż, a ona? Ona ma ochotę mnie rozszarpać. Ona mi z zamku wyjść nie pozwala!- krzyknęła oburzona.
- To dlaczego tu jesteś?- spytał Bifur.
- Powiedzmy, że jestem troszeczkę nieposłuszna- powiedziała.
- Troszeczkę?- spytał sarkastycznie Gandalf- Ona zna każdy zakamarek swojego lasu! W dodatku twoje troszeczkę to prawie na drugim końcu świata!
- Oj tam, oj tam- zbagatelizowała machnięciem ręki.
I wtedy zaczęło padać. Ulewa była straszna, więc wszyscy zaszyli się pod kapturami. Teraz widać było jak na obwódce kaptura Aria ma wyszyte złote wzory.
- I pomyśleć, że jutro będzie pierwszy czerwca- stękał hobbit.
Wszystkim towarzyszom popsuły się humory. Nie mieli ochoty na pogawędki, więc milczeli. Jedyna osoba z dobrym humorem to była Aria. Czasem odchylała głowę patrząc w niebo. Widać było, że tak jak lubi słońce tak samo lubi deszcz. Każdy z obecnych myślał o czymś innym. "Że też się jej chce bawić w taką pogodę" myślała większość krasnoludów. Thorin i Kili patrzyli na nią z podziwem, mimo iż starszy krasnolud za nią nie przepadał. Z tego co powiedziała do tej pory jasno wynikało, że nie miała łatwego życia. Owszem. Nie była wyganiana przez smoki, ale taka matka? To było coś nie do pomyślenia. Kto wie, może nawet jest bita? "Z pewnością ubrani i zapasy w jukach potrzebują wody by rosnąć"- myślał coraz bardziej zdenerwowany Bilbo- "a mogłem siedzieć w ciepłym domku i czytać swoje książki". Tymczasem kłusowali dalej przed siebie, żaden nie zwracał uwagi na hobbita. A przy okazji słońce skryte do tej pory za chmurami zaszło, więc zrobiło się ciemno. Zerwał się wiatr i wierzby pochyliły się z westchnieniem nad rzeką. Nie wiem jak się nazywała, więc nawet nie pytajcie. Jedyne co wiem to to, że miała nurt rwący, a kolor czerwony i spływała z okolicznych pagórków.
Gdy zrobiło się już całkiem ciemno wiatr rozwiał chmury i wyjrzał blady księżyc. Thorin zaczął coś mruczeć o miejscu na nocleg i kolacji, a krasnoludy przytakiwały skwapliwie,
- Gdzie Gandalf?- spytał hobbit, gdyż pierwszy zauważył jego nieobecność.
- Odłączył się od nas jakieś dwie godziny temu- odparła Aria i wzruszyła ramionami.
- A dokąd pojechał?- spytał Thorin.
- Jak to on kiedyś do mojej matki powiedział? Licho wie gdzie go podziało. Szalony i tyle.
Dotąd Gandalf był z nimi cały czas, a śmiał się, jadł, gadał i pił więcej niż inni.
- I akurat teraz, gdy czarodziej nam potrzebny, czarodziej znika- stęknęli Dori i Nori (podzielali upodobanie hobbita do posiłków częstych i sytych).
W końcu zdecydowali się rozbić obóz tam, gdzie stali. Nie uśmiechało się im (oprócz Arii) spanie pod gołym niebem, mimo iż wiedzieli, że niedługo będzie to rutyną. A ten dżdżysty wieczór wcale nie był dobry na początek. Zboczyli ku kępie drzew, pod którymi grunt był suchszy, ale z drzew spadały krople- kap, kap- bardzo niemiło. Ogień też jakby płatał im figle. Krasnoludy umieją na ogół rozpalać świetnie ogniska, ale tej nocy nikt nie mógł sobie z tym poradzić- nawet Oin i Gloin. Mistrzowie w rozpalaniu ognia.
Później jeden z kucyków spłoszył się nie wiadomo czemu i uciekł. Nim go Fili i Kili złapali już był w strumyku. Krasnoludy wyszły przemoczone, a w dodatku wszystkie juki poszły z prądem. A że była to głównie żywność- niewiele mieli na kolacje. A świadomość, że mają jeszcze mniej na śniadanie była bardzo pocieszająca.
Siedzieli więc posępni, zmoknięci i klęli pod nosem. Aria nadal (zupełnie jakby była chora) miała aż nadto entuzjazmu i Kili od patrzenia na nią również go zyskał.
- Mogło być gorzej, prawda?- spytała.
- Jaasne. Mógł nas grad porozwalać- odparł jej Thorin.
W odpowiedzi wytknęła mu język. Oin i Gloin nadal męczyli się z rozpaleniem ogniska i kłócili się przy tym zawzięcie. I wtedy Balin, zazwyczaj pełniący straż, powiedział:
- Tam coś się świeci.
W pewnym oddaleniu na wzgórzu rzeczywiście iskrzyło się małe światełko. Wyglądało jak gdyby ognisko czy migotanie pochodni.
Przyglądali się czas jakiś, a później wybuchły spory. Jedni mówili "tak", inni mówili "nie", a Aria nic nie mówiła. Kłótnia zaczęła się rozrastać i rozrastać. Jedni mówili, że warto sprawdzić i może będzie coś do jedzenia, drudzy na to, że okolica nieznana i nie wiadomo co tam się dzieje. Na to pierwsi "w końcu jest nas piętnastka...". Ale większość zadawała sobie pytanie "gdzie jest Gandalf?". W dodatku deszcz lunął rzęsiściej, a Oina i Gloin siłą trzeba było odciągać od siebie, ponieważ wszczęli bójkę.
" W sumie to mamy w kampanii włamywacza. Czyż nie?"- powiedzieli i ten argument wygrał. Ruszyli w kierunku światła, prowadząc kucem za uzdy z ostrożnością. Jedynie Aria siedziała na swoim koniu i sunęła przez las jak cień. Wspinali się w górę, jednakże nie trafili nigdzie na ścieżkę prowadzącą w górę do jakiegoś domu czy gospody.Nagle las ogarnął ich bardzo ciasno. Mimo wszelkich starań nie uniknęli skrzypień, trzaśnięć czy szelestów( a także stękania i przekleństw pod nosem). Aria i Bilbo byli wściekli, ponieważ skradali się bezszelestnie, a krasnoludom nie dało się zarzucić ciszy.
Nagle czerwone światło dość już blisko błysnęło między pniami.
"Teraz kolej na włamywacza"- orzekły krasnoludy.
- Musisz tam iść, wybadać, co to za światło, kto i po co je rozniecił, czy tam jest bezpiecznie- zwrócił się Thorin do Bilba.- Biegnij szybko. Jeżeli wszystko w porządku to wracaj prędko. Jeżeli nie jest w porządku wracaj jeśli zdołasz. Jeśli nie zdołasz huknij dwa razy jak sowa i raz jak puszczyk, a my pomyślimy co zrobić.
I Bilbo musiał ruszyć na zwiady, nie zdążywszy nawet wyjaśnić, że nie umie naśladować żadnej sowy, a tym bardziej latać jak nietoperz. Jedyną zaletą u Bilba było to, że umie się skradać bezszelestnie. Skradał się w stronę ogniska i nawet czujna łasica nie ruszyłaby wąsem. Toteż dostał się do ogniska- bo było to ognisko- całkiem niezauważony.
Zobaczył na ogromnym ogniu płonące pnie brzóz, a wokoło grzało się trzech olbrzymów. Na długich patykach przypiekali mięso baranie i zlizywali tłuszcz z palców. Zapach rozchodził się smakowity, toteż hobbit szybko zgłodniał jeszcze bardziej. Opodal stała beczka zacnego piwa, a olbrzymi coraz to łykali ze dzbana. Jak pewnie zdążyliście się domyślić były to trolle. Bez wątpienia masz racje. Nawet Bilbo- ten leżący w fotelu przy kominku leń- poznał się na tym. Grubo ociosane twarze, olbrzymi wzrost i kształt stóp mówiły same za siebie. Nie będę dodawać o tym jak śmierdziały.
- Baranina wczoraj. Baranina dzisiaj. I niech mnie szlag trafi, jeżeli jutro znów będzie baranina!- krzyknął jeden z trollów.
- Już zapomniałem, kiedy ostatni raz miałem w gębie kęs ludzkiego mięsa- powiedział drugi.- Coś ty sobie Williamie sądziłeś ściągając nas w te strony? A najgorsze, że w beczce też już widać dno- dodał i szturchnął Williama, który właśnie przechylał dzbanek.
William zakrztusił się.
- Zamknij gębę durniu!- wykrztusił.- Chciałbyś, żeby ludzie tu siedzieli, a ty z Bertem moglibyście jeść ich na spółkę. We dwóch zeżarliście już półtorej wsi odkąd przyszliśmy z gór! Czego wam, idiotom więcej się chce? A były takie czasy, gdy dziękowaliście Billowi za ochłap tłustego barana z tej doliny!- To rzekłszy Wiliam wgryzł się w pieczone udo baranie.
Tak, niestety, zachowują się trolle. Ich język jest wulgarny. W dodatku śmierdzą. Ojć. Zapomniałam, że miałam o tym nie wspominać. Bilbo usłyszał dość i wiedział, że powinien wrócić do przyjaciół i ich ostrzec. Lecz wtedy odezwała się jego Tukowska żyłka i nie miał zamiaru stąd iść. No bo przecież prawdziwy włamywacz podszedł by do trolla i zaczął myszkować mu po kieszeniach, zwędziłby trochę mięsa i piwa i umknął niezauważony. Włamywacz, zaś bardziej praktyczny, lecz obdarzony mniejszą ambicją zawodową dźgnąłby parę razy trolle nim by zauważyli. Wówczas noc zakończyłaby się pomyślnie dla krasnoludów.
Bilbo wszystko to rozumiał. Czytał o wielu rzeczach, których nigdy nie widział i nie robił. Trząsł się ze strachu i wstrętu. A jednak pewna myśl nie dawała mu spokoju. Stał, więc w mroku pełen rozterek i myślał. W tej chwili najłatwiejsza wydała mu się kradzież kieszonkowa, więc podszedł do Williama i stanął w cieniu drzew.
Bert i William właśnie oddalili się do beczki po piwo. William pociągnął z dzbanka. Hobbit zebrał się na odwagę i wsunął swą małą rączkę do kieszeni trolla, która wydała mu się workiem. Była w niej mała sakiewka, dla Bilba wielka jak worek węgla. "Ha! Dobre i to na początek!"- pomyślał.
Rzeczywiście bardzo dobry początek. Bo sakiewki trollów z reguły są zaczarowane, a ta nie była wyjątkiem. "Coś ty za jeden?" pisnęła, gdy Bilbo wyjął ją z kieszeni trolla; William odwrócił się błyskawicznie i złapał hobbita za kark, nim zdążył dać nura między drzewa.
- Rety! Bert, patrz co za chuchro złapałem!-zawołał.
- Co to takiego?- spytali, podchodząc bliżej.
- Niech mnie szlag, jeśli wiem. Coś ty za jeden?
- Bilbo Baggins- pisnął- włamyhobbit.- Dodał zastanawiając się jak huknąć jak sowa.
- Włamyhobbit? Pierwszy raz słyszę o takiej rasie- powiedzieli jednocześnie trochę zaskoczeni. Trolle na ogół są głupie i w dodatku ciężko im się myśli.
- A co taki włamyhobbit ma do roboty w mojej kieszeni?- spytał William.
- Nada się toto na pieczeń?
- Można spróbować- powiedział Bert sięgając po szpikulec.
- Z tego chuchra nie starczy podaj na ząb- rzucił najedzony William.
- Może jest ich więcej to udusiłoby się w potrawce- rzekł Bert.- Gadaj no paskudztwo, dużo jest takich jak ty w lesie?- powiedział przyglądając się owłosionym stopom hobbita jak jakimś pucharom za pierwsze miejsce. Wziął go za te biedne stopy i zaczął nim potrząsać( niezbyt lekko).
- Mnóstwo!- krzyknął w odruchu Bilbo, po czym poprawił się- nie ma nawet na lekarstwo.
- Co to znaczy chuchraku?- spytał Bert potrząsając nim dwa razy mocniej.
- To co mówię- odparł bez tchu.- Proszę nich mnie łaskawi panowie nie pieką na rożnie. Wolę gotować niż być gotowanym. Mógłbym wam coś przyrządzić na kolację i śniadanie.
- Biedny głuptak- rzekł William.- Biedny głuptak. Puśćmy go żywego.
- Nie puszczę, dopóki nie powie co znaczy i mnóstwo, i ani na lekarstwo- powiedział Bert.
- Nie godzę się. Ja go złapałem, nie ty- rzekł wyższym tonem William.
- Spasiony dureń z ciebie- rzekł Bert- zresztą dawno już to zauważyłem.
- A z ciebie cham!
- Tego ci nie daruję, Billu Huggins- krzyknął Bert i walnął go pięścią między oczy.
Bójka rozpętała się na dobre. Bilbo był w szoku, ale gdy Bert upuścił go na ziemię miał dość przytomności umysłu by uciec spod nóg trolli. Umknął w ostatniej chwili, gdy dwa trolle rzuciły się na siebie i wywalały najróżniejsze bluźnierstwa na swój temat. Bo takie są trolle. Żeby z nimi rozmawiać trzeba bluźnić bo nie zrozumieją. W czasie, gdy dwa trolle się biły, Tom walił je po głowach grubą gałęzią w zamiarze rozdzielenia ich. Niestety tylko bardziej je rozjuszył.
Trolle się ze sobą biły, gdy nadszedł Balin. Krasnoludy słysząc z dala zgiełk ruszyły jeden po drugim. Aria się uparła, że nigdzie nie pójdzie, a nie słysząc hukania sowy nawet Thorin się niecierpliwił. Zwierzęta zaczęły się przyglądać co się dzieje. Jedna sarna w krzewach stał, prawie niewidoczna i patrzyła. Najróżniejsze ptaki siedziały na gałęziach. Koliberki latały wokół, ponieważ nic im nie groziło- były zbyt szybkie dla trolli. Najodważniejszy sokół siedział na najbliższej gałęzi i wpatrywał się w to co się działo. Kukułki i dzięcioły siedziały na najdalszych gałęziach wpatrując się w całe przedstawienie z ciekawością. Jeden z trzech królików prychał pod nosem, a ów wcześniej wspomniany sokół uznawał całą sytuację za niezwykle zabawną. Balin został zauważony przez Toma( wtedy spłoszył wszystkie kolibry), więc Bert i Bili natychmiast przestali się bić. Will rzucił się po worek i nim Balin zdążył zorientować się w sytuacji na jego głowie spoczął ciemny, cuchnący worek. Krasnolud legł obezwładniony na ziemi.
- Przyjdzie ich więcej. Jeżeli nie to jestem debilem z krwi i kości- powiedział Tom.
- Jesteś debilem z krwi i kości tak czy siak- odparł Bert.
- Nie kłóćcie się. Jeżeli przyjdzie ich więcej to będzie przepyszna kolacja. Dlatego schowajmy się w cieniu i czekajmy aż ruszą do nas.
Tak też zrobili. Z workami, których używali do swoich zdobyczy przyczaili się w ciemnościach. Sokół ukrył głowę w skrzydle i zaczął się po cichutku śmiać. Co który krasnolud wychynął z lasu i zagapił się na ognisko, na przewrócone dzbanki i porozrzucane kości- hop!- spadał mu znienacka cuchnący worek na głowę. Wkrótce obok Balina leżeli uwięzieni; Dwalin, Fili, Kili( obaj w jednym worku), a Dori, Nori i Ori na kupie, Oin zaś, Gloin, Bifur, Bofur i Bombur jeden na drugim bardzo niewygodnie tuż przy ognisku.
- Będą mieli nauczkę- powiedział Tom, ponieważ Bifur i Bombur sprawili mu dużo kłopotu walcząc zawzięcie.
Ostatni przyszedł Thorin i ten chociaż nie został zaskoczony znienacka. Idąc już wywęszył zasadzkę i nim jeszcze spostrzegł nogi swych przyjaciół, sterczące z worków, zrozumiał, że dzieje się coś niedobrego. Zatrzymał się więc nieco dalej w ciemnościach i spytał:
- Co to za awantura? Kto pobił moich towarzyszy?
- Trolle!- pisnął Bilbo w ciemności, ukryty za drzewami i całkiem zapomniany.- Czają się tam w krzakach z workami.
- Więc to tak?!- zawołał Thorin i dał susa ku ognisku, nim trolle zdążyły zrzucić worek.
Chwycił długą gałąź, płonącą na drugim końcu i uderzył nią Bert w oko, nim ten zdążył odskoczyć. Bert na długą chwilę musiał wyłączyć się z walki, zaś Bilbo włączył się do niej jak umiał. Złapał Toma za nogę- chociaż objąć jej nie mógł, ponieważ była gruba jak pień. Lecz Tom jednym kopniakiem sypnął Thorinowi w twarz iskry, zaś hobbita posłał na gałąź obok sokoła.
Za karę Tom dostał gałęzią w zęby i utracił w ten sposób jeden z siekaczy. Zawył tak, że sarna uciekła. Zza jego pleców wysunął się William i nakrył Thorina workiem- od głowy aż do stóp. Walka była skończona. Nie ma co mówić. Wynik chyba znacie. Krasnoludy na stosie czekały na to jak ich ugotują, zaś Bilbo leżał półprzytomny na gałęzi obok sokoła. I wtedy trolle ustaliły, że upieką krasnoludy.
Nagle sokół krzyknął, czym zwrócił na siebie uwagę. Zleciał z gałęzi i wylądował u stóp trolli zmieniając się w elfa. Czerwone włosy spadały jej na ramiona, sukienka szaro biała z piór zwężała się w talii. Sukienka ta miała cienkie ramiączka wykonane z białych piórek. Sięgała do kolan, odsłaniając białą skórę i bose stopy. Zielone oczy rozglądały się czujnie po wszystkich trzech trollach. Aria stała, a wokół niej rozwijał się całun księżycowego światła. Ponieważ niewątpliwie była to Aria.
- Czego tu chcesz?- spytał oschle William.- Ciebie też możemy zjeść.
Skierowała zimny i nieruchomy wzrok na trolla. Poruszyła się lekko, odsuwając rękę w bok i ukazując saksę i nóż do rzucania, schowane w pochwie, która została spleciona z piór, więc trzeba było się przyjrzeć by je zauważyć. Odrzuciła do tyłu włosy ukazując kołczan z nie wiadomo iloma strzałami. Przy okazji odsłoniła długi, niebezpieczny łuk i miecz w pochwie- również z piór.
- Nie boję się takich chłystków- rzekła spokojnie.
Kili, Fili, Dwalin, Ori i Dori mogli się spokojnie przyglądać co się działo. Ich worki były przedziurawione tak, że mogli wystawić głowy.
- A my się nie boimy ciebie- odparł Bert.
- A założysz się?- spytała.
I w ułamku sekundy po tym pytaniu Bert krzyknął przeraźliwie, tak, że wszystkie zwierzęta się spłoszyły.
- Więc jak?- spytała.
- Coś ty zrobiła, kretynko?- krzyknął William.
- Ja? Nic. Jedynie podeszłam do niego, przejechałam mu saksą po kostce i wróciłam na poprzednie miejsce. Mam jedną radę.
- Jaką?- warknęli jednocześnie.
- Nie radzę wam piec krasnoludów. Nie starczy wam nocy. Poza tym po upieczeniu krasnoludy śmierdzą.
- Dodamy szałwii i nie będą śmierdzieć- powiedział Bill.
- I co wam z tego? I tak wam nocy nie starczy- odparła.
- Dziś ma wzejść słońce o siódmej a jest dopiero druga, mądralo- odparł Tom.
W tym momencie krasnoludy ujrzały jak Aria z każdą chwilą coraz bardziej chwieje się na nogach. Była zmęczona jakimś wysiłkiem. Niestety trolle też to ujrzały i otoczyły ją. Ale ta stała i nadal patrzyła twardo na trolle.
- Tak czy siak wolałabym je ugotować na waszym miejscu.
- Ugotować?- zdziwił się Bill, który (co było dziwne) wielbił gotowanie.
- Noo... tak. W końcu jak tylko robaki, które mają, poczują wodę to uciekną jak najdalej.
I wtedy krasnoludy zaczęły mruczeć najgorsze przekleństwa na jej temat. Nic jej nie ruszyło.
- Głupia jesteś- powiedział Will- grasz na czas, ale to ci nic nie da.
- Sam jesteś głupi- krzyknął Kili.
Tylko w jednym wypadku nie docenili Arii. Może chwiała się na nogach, ale takie osoby jak ona nigdy nie odpuszczają. Wskoczyła i ukucnęła na ramieniu Williama. Stało się to w ułamku sekundy, więc u krasnoludów (oczywiście tylko u tych, które patrzyły) rósł podziw. Ponieważ mimo iż była zmęczona i to strasznie, nadal była szybka i zwinna. Pochyliła się i szepnęła mu coś do ucha. Zeskoczyła.
- Zapamiętaj to- powiedziała.
Wtedy Bert się na nią rzucił. Skoczyła do góry i troll wylądował na ziemi bez zęba. Poszła do tyłu. Aż poczuła skrawek worka pod stopą i płomienie ognia za plecami.
- A może bym je usmażyła?- spytała się jakby sama siebie.
- Dlaczego?- spytał Bill. Ta konwersacja była zabawna.
- Są smaczniejsze.
- Od którego zaczniemy?- spytał William Berta.
- Może od tego grubego. Zalazł mi za skórę.
- Nie. Zacznijcie od tego, który z wami walczył najdłużej- poradziła Aria.
- To był ten w żółtych pończochach, nie?- spytał Tom.
- Wydaje mi się, że ten w zielonych- odparł Bert.
- Obaj jesteście głupi- dorzuciła Aria.- To ten w pomarańczowych.
- Jasne kretynko. Przecież to ten w czerwonych- powiedział Will.
- Świta dzień, co was w kamień obróci.- Powiedziała elfica.
- Gdzie?- spytały trolle.- Nie widzimy światła.
- Tutaj!- krzyknął Gandalf.
Uderzył laską w wielką skałę, która przepołowiła się na pół. I rzeczywiście znad niskich krzaków wstawało słońce. Duże i ciepłe słońce weszło na polankę i skierowało swe promienie do Arii. Jednocześnie dosięgnęło trolli, które stały tuż przed nią. Na ich plecach zaczęła tworzyć się szara powłoka, która z każdą chwilą powiększała teren swojego bytu. Trolle zaczęły się wić i w ten sposób jeden kucał, drugi ryczał, zaś trzeci stał lekko pochylony. Z oblicz Arii zniknęły oznaki zmęczenia. Uśmiechnęła się promiennie i podeszła do Fila. Rozwiązała go. Po chwili ten wstał i zaczął rozwiązywać Thorina. Zrobił się łańcuszek, ponieważ każdy rozwiązany krasnolud rozwiązywał drugiego. Aria podeszłą do Kila. Ukucnęła i zaczęła rozwiązywać mu nogi.
- Dlaczego się za mną wstawiłeś?- spytała cicho.
- P-p-ponieważ cię lubię- odparł równie cicho po chwili milczenia.
Zaczęła rozwiązywać mu ręce. Uniosła wzrok i po krótkiej chwili wahania powiedziała:
- Dziękuję- i pocałowała go w czoło.
Odeszła do Gandalfa. Thorin i Kili patrzyli za nią jak odchodzi. Kili zarumieniony wstał i podszedł do Fila. Thorin z gniewem w oczach skierował się do czarodzieja.
- Dziękuję, że nas uratowałeś- powiedział nie patrząc na elficę. Wszystkie krasnoludy skierowały na nich wzrok.
- To nie moja zasługa, lecz Arii- uściślił Gandalf- to dzięki niej.
- To ty sprawiłeś, że słońce szybciej się ukazało. Rozbiłeś skałę, ona tylko grała na czas- powiedział.
- Niestety. Ja tylko jej pomogłem. Grała na czas i jednocześnie...
- Jednocześnie. Poczekaj Gandalfie. Thorinie. Słyszałeś co mówił troll o słońcu?
Krasnolud skierował na nią nieprzychylne spojrzenie.
- Że ma wstać o siódmej a jest druga?
- Właśnie. A która jest godzina?
- Ario nie zamęczaj go. Thorinie, powiem ci to szybko. Dzięki Arii słońce wstało trzy godziny wcześniej. Czy któryś z krasnoludów widział na jej twarzy wyraz zmęczenia.
- Ja- powiedzieli Kili i Fili jednocześnie.
- No wiesz Gandalfie, trudno podnieść wielką kulę ważącą ponad piętnaście ton- ziewnęła- idę spać.
Powiedziawszy to, położyła się w cieniu małej sosny.
- To dobry pomysł- rzekł Gandalf- połóżcie się. Będę trzymał straż.
Wszyscy się położyli pod sosną. Gandalf zauważył, że dziwnym trafem Kili jest bardzo blisko Arii.
Trzy godziny później, tak koło siódmej wstali by wyruszyć dalej w drogę. Bilbo musiał dwa razy opowiadać o tym co się wydarzyło, nim dali mu spokój.
- Nie w porę zachciało ci się wprawek w kradzieży kieszonkowej- rzekł Bombur.- Jedyne czego potrzebowaliśmy to ognisko i jadło.
Aria wybuchnęła śmiechem.
- Przesadzacie. Szukajcie w tym dobrych stron.
- Niby jakich?- spytał Thorin, mierząc ją gniewnym wzrokiem.
- Pierwsza to to, że trolle już nikogo nie napadną. Druga to... to odrobina rozrywki..
- Ja ci dam rozrywkę- mruknął Oin.
- Trzecia dobra strona to to, ze gdzieś tutaj jest jaskinia trolli, więc będzie tam jadło i picie.
- Aria ma rację. Nie ma czasu do stracenia. Chodźmy szukać jaskini- powiedział Kili.
Przeszukali okolicę i wkrótce trafili na ślady wydeptane ciężkimi butami trollów wśród lasu. Idąc tym tropem pod górę, znaleźli ukryte w zaroślach ogromne kamienne drzwi do podziemi. Nie mogli ich otworzyć, a Gandalf nie chciał męczyć jeszcze bardziej szesnastolatki, która- gdyby tylko poprosił- otworzyłaby je. Niestety biedaczka prawie spała na swoim wierzchowcu.
- Może to na coś się przyda?- spytał Bilbo, gdy już na dobre cała kompania się zmęczyła i zirytowała.- Znalazłem to na ziemi, kiedy trolle biły się między sobą.- I pokazał ogromny klucz, który Williamowi zapewne wydawał się maleńki i łatwy do ukrycia. Musiał ten klucz wypaść trollowi z kieszeni; na szczęście stało się to, nim cały olbrzym obrócił się w kamień.
- I teraz to mówisz?!- krzyknęły razem krasnoludy, a Gandalf chwycił klucz i wcisnął go w otwór zamka.
- Coś mnie ominęło?- spytała cicho Aria.
- Nie, kochana, odpoczywaj- powiedział Gandalf z ewidentną troską w głosie i wzroku.
Kamienne drzwi jednym potężnym zamachem otworzyły się na oścież, a cała kompania zeszła w głąb piwnicy. Aria wraz z nimi. Odzyskiwała powoli przytomność umysłu i budziła się do życia. Na ziemi poniewierały się obgryzione kości, w powietrzu unosił się zaduch, ale było sporo żywności niedbale rozrzuconej na półkach lub po kątach, między bezładnymi stosami łupów wszelkiego rodzaju- od mosiężnych guzików do garnków wypełnionych złotymi monetami. Na gwoździach wzdłuż ścian wisiało też sporo ubrań, zbyt małych na trolle- obawiam się, że była to odzież zdarta z ich ofiar- a wśród nich również broń, miecze rozmaitego kształtu i pochodzenia, różnej też wielkości. Dwa szczególnie zwracały uwagę, tak piękne miały pochwy i rękojeści zdobione szlachetnymi kamieniami.
Gandalf i Thorin wzięli je dla siebie, Bilbo zaś wybrał nóż w skórzanej pochwie. Dla trolla był to ledwie kozik kieszonkowy, ale hobbitowi mógł zastąpić krótki miecz.
- Ostrza bardzo porządne- rzekła Aria obnażając do połowy miecz Gandalfa i przyglądając mu się z zaciekawieniem.- Sądzę, ze wiem czyja to robota, ponieważ znam ten styl kucia i rozumiem zapisane tu runy, ale wolę się upewnić jak dotrzemy do Rivendell.
- Wyjdźmy wreszcie z tego okropnego zaduchu!- krzyknął Fili.
Wynieśli więc z piwnicy garnki ze złotymi monetami oraz te prowianty, które wydawały się nietknięte przez trollów i zdatne do spożycia, a także baryłkę piwa, jeszcze pełną. Wszyscy już marzyli o śniadaniu i tak byli głodni, że nie kręcili nosami na wątpliwe przysmaki trollowej spiżarni. Własne ich zapasy już się kończyły. Teraz bądź co bądź mieli chleb i ser, piwa pod dostatkiem i słoninę, którą przysmażali po kawałku w żarze ogniska.
Potem aż do popołudnia nie brali się już za nic konkretnego. Jedynie czasem się przespali, a tak to gadali o tym jak Aria podniosła słońce. W południe sprawdzili jak są osiodłane kuce, załadowali na nie garnki ze złotem, by je zakopać opodal drogi nad rzeką, dobrze ukryte; miejsce naznaczyli różnymi tajnymi znakami na wypadek, gdyby udało im się wrócić z wyprawy i odzyskać łup. Kiedy się z tym uporali, wsiedli znów na wierzchowce i ruszyli truchtem dalej ku wschodowi.
- Gdzież to bywałeś, jeżeli wolno wiedzieć?- spytał Thorin Gandalfa.
- Przepatrywałem drogę przed nami- odparł czarodziej.
- A co cię sprowadziło do nas?
- Nie co, lecz kto. Aria mnie wezwała.
Wszystkie oczy skierowały się ku zmęczonej elficy, która- na szczęście już się śmiała i bawiła. Znów była ubrana jak przedtem.
- Tak...- rzekł Thorin- ale czy mógłbyś mówić jaśniej?
- Pojechałem na zwiady. Wkrótce czeka nas droga niebezpieczna i trudna. Myślałem też o uzupełnieniu kończących się zapasów...
- Przechodzisz na dietę- powiedziała Aria.
- Że co?- spytał.
- Że to.
- Nie ujechałem daleko, gdy spotkałem przyjaciół z Rivendell.
- Gdzie to jest?- spytał Bilbo.
- Nie przerywaj!- rzekł Gandalf.- Jeśli ci się poszczęści, będziesz tam za kilka dni, a wtedy sam wszystko zobaczysz. No, więc jak już mówiłem spotkałem dworzan Elronda. Chwilę porozmawialiśmy i dostałem wezwanie od Arii, która niewiele powiedziała. Rzekła tylko, że siedzi na drzewie pod postacią sokoła i nikomu nie przyszło do głowy, że to ona. Dodała też, że potrzebna jej moja pomoc. Powiedziała, że na hasło "świta dzień, co was w kamień obróci" mam przepołowić skałę. Bardzo was proszę w przyszłości, gdy mnie nie będzie słuchajcie jej. Jest mądrzejsza od was mimo iż młodsza. A słuchajcie Arii, bo nigdy nie dojdziecie do celu.
- Dobrze- odparły wszystkie krasnoludy. Prawie wszystkie.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heeej. Przepraszam za pięć tygodni opóźnienia. Pierwsze były w święta, gdy dostałam zakaz na komputer o tytule "siedź z nami, bo są święta". Oczywiście moja kochana rodzina spała ponad pół dnia a ja siedziałam w pokoju i nie wiedziałam co robić. A później szkoła. Zwłaszcza, że mam wystawione oceny semestralne ( w ten piątek były ostatecznie wpisane do dziennika). W przeprosiny rozdział jest długi. Sama nie wiem co mam o nim myśleć. Umieśćcie w komentarzach co o nim sądzicie. Dodaje też zwiastun, który będzie na stronie "zwiastuny". O tym też możecie napisać co sądzicie, bo to mój pierwszy filmik i sama nie wiem jak wyszedł. Boże ile niewiadomych. Ostatnia sprawa to kolor czcionki, który zmieniłam na biały. Dostałam kilka skarg na poprzedni kolor, więc zmieniłam go. Jeżeli są jakieś problemy możecie o nich wspomnieć to postaram się je naprawić.
Pozdrowienia dla czytelników
Emila.
Kolor czcionki jest teraz w porządku :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to jest genialny. Warto było czekać. Najbardziej mi się jednak podobają sceny Killa i Ari, le też sceny Gandalfa z Arią :3
Czekam na kolejny świetny rozdział :)
Pozdrawiam
Czekałem na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńTakie pytanko - utożsamiasz się z Arią?
Czekam na więcej! Pozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA czemu tak O-o???
UsuńNice post
OdpowiedzUsuńnew post in
Www.miharujulie.com
Nominowałam Cię do LBA, więc zapraszam do mnie :))
OdpowiedzUsuńhttp://dropintheoocean.blogspot.com/
Świetne jak zawsze ! :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za nominacje do LBA,ale ja się w to nie bawie :(
Sorki :?
http://adtadtadta.blogspot.com/
Jak to się stało. że przegaiłam ten rozdział. Ponad dwumiesięczne opóźnienie? Matko bosko -_-
OdpowiedzUsuńCzy ja już kiedyś aby przypadkiem nie pisałam, ze Aria jest świetna??? Nie? To napiszę teraz, kocham Arię, jest świetna :)
"- Przechodzisz na dietę- powiedziała Aria." he he chciałabym widzieć jego minę, musiał wyglądać przezabawnie taki oburzony :)
PS zapraszam do siebie na nowy jeszcze świeży rozdział
http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/