niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 1: Niespodziewani goście

W pewnej norze ziemnej mieszkał pewien hobbit. Nie była to brudna, szkaradna, wilgotna i rojąca się od pajęczyn, ni też sucha, piaszczysta czy cuchnąca błotem nora. Była to nora hobbita- a to znaczy, że wygód nie brakuje.
Drzwi doskonale zaokrąglone jak okienko okrętowe, w zielonym kolorze, z lśniącą, żółtą mosiężną klamką, sterczącą na samym środku. Prowadziły one do hallu wyglądającego dokładnie jak tunel w kształcie dziury. Nie był zadymiony, po prostu nie miał tego typu bzdur- zawierał boazerię na ścianach a chodnik wyrobiony został z kafelek. Duża ilość krzeseł, wieszaków na kapelusze i płaszcze, ponieważ hobbit bardzo lubił gości. Tunel wił się i wił wdrążając się głęboko, choć wcale nie prostą drogą, we wnętrze Pagórka. Tak, Pagórka, bo tak go nazywano w promieniu wielu mil- mnóstwo okrągłych drzwiczek otwierało się to z jednej, to z drugiej jego strony. Jak powszechnie wiadomo hobbici nie uznają schodów. Sypialnie, łazienki, piwnice, garderoby(jeden hobbit miał kilka pokoi przeznaczonych wyłącznie na ubrani- jak dzisiejsze dziewczyny), kuchnie, jadalnie, spiżarnie. To ostatnie jest ulubionym miejscem hobbitów. Najświetniejsze pokoje znajdowały się z lewej strony(patrząc od wejścia), ponieważ tylko te miały okna, głęboko osadzone, okrąglutkie z widokiem na ogród, dalej na łąki i aż do rzeki.
Ów hobbit był bardzo zamożnym hobbitem, a nazywał się Baggins. Bagginsowie żyli w okolicy Pagórka od niepamiętanych czasów i cieszyli się szacunkiem, lecz nie tylko dlatego, że byli bogaci, ale dlatego, że nie miewali żadnych przygód. Każdy z góry wiedział co Baggins powie o tej czy innej sprawie, tak że nie potrzebował go trudzić zadawanymi pytaniami. W tej historii opowiemy o Bagginsie, którego spotkała przygoda i który zrobił dużo, nie- bardzo dużo niespodziewanych rzeczy. Mógł w ten sposób utracić wszystko- szacunek sąsiadów, dom i przyjaźń, ale zyskał... no, przekonacie się sami, czy coś w tym zyskał.
Matką naszego hobbita... ale co to jest hobbit? Zdaje mi się, że wymaga to wyjaśnienia. W dzisiejszych czasach bowiem hobbitów bardzo rzadko się spotyka, nie ma ich wiele, a poza tym unikają Dużych Ludzi- jak nazywają nas. Hobbici są- a może byli?- małymi ludźmi, mniejszymi od krasnoludów- różnicę też stanowią brody. Hobbici ich ni noszą, ale są znacznie więksi od liliputów. Nie uprawiają czarów, poza takim jednym drobniutkim czarem zwanym bezszelestne znikanie, gdy Duzi Ludzie zabłądzą w ich okolice, hałasując jak jakiś słoń. Hobbici tyją, zwłaszcza w pasie: miewają wypięte brzuchy; ubierają się w kolory słońca i trawy; nie noszą... butów. Ich stopy są twarde i porośnięte bujnym, ciemnym , brunatnym włosiem, podobnie jak głowa. Długie, zręczne, smagłe palce i poczciwe twarze, a śmiech basowy, serdeczny i prawie zawsze występujący. Teraz już coś nie coś o nich wiecie. Jak więc mówiłam, matka naszego hobbita- Bilba Bagginsa- była słynna Belladonna Tuk, jedna z trzech niepospolitych córek starszego Tuka- zwanego Stary Tuk. Był on głową wszystkich hobbitów. Powiadają że tamten lub inny brał sobie za żonę kogoś z plemienia czarodziejów (czasem, że goblina). Faktycznie Tukowie zawsze mieli w sobie coś hm... nie do końca hobbickiego. Mimo iż bogatsi, nie byli szanowani jak Bagginsowie.
Co prawda Belladona Tuk jak tylko została Panią Baggins, nie miewała żadnych przygód. Ojciec Bilba, Bungo zbudował dla niej norę częściowo za jej posąg, lecz była ona wspaniała. Właśnie w tej norze zamieszkiwał teraz jedyny syn Belladony czyli Bilbo. Dostał on od matki ziarenko przygód, któremu nie dane było zakiełkować aż do wieku ponad pięćdziesiątego- osiadł w domu na stałe.
Dziwnym trafem pewnego ranka, tuż po zjedzeniu śniadania stał Bilbo pod drzwiami i ćmił gigantyczną fajkę, sięgającą mu prawie do palców u nóg- przechodził tamtędy akurat Gandalf. Gdybyście choć słyszeli połowę tego co ja o nim usłyszałam- a słyszałam zaledwie jedną czwartą tego co on potrafił zrobić. No więc nie podejrzewał Bilbo, że tego ranka zobaczy małego staruszka w wysokim szpiczastym kapeluszu koloru niebieskawego, w długim szarym płaszczu przeczesanym srebrną szarfą, z długą siwą brodą, sięgającą poniżej pasa, w ogromnych czarnych butach.
- Dzień dobry- powiedział Bilbo z całym przekonaniem, bo świeciło słońce i trawa się zieleniła. Gandalf spojrzał jednak na niego spod bujnych, krzaczastych brwi, które sterczały aż poza rondo szerokiego kapelusza.    
- Co chcesz przez to powiedzieć?- Rzucił opryskliwie,- życzysz mi miłego dnia, mówisz, że dzień jest dobry czy narzucasz mi swoje mniemanie, albo uważasz, że dziś należy być dobrym? 
- Chyba... Wszystko naraz. A w dodatku w takim dniu dobrze jest wypalić fajkę. Jeżeli masz swoją fajkę użyczę ci tytoniu, nie ma co się spieszyć cały dzień przed nami!- dodał z uśmiechem, po czym wypuścił drobne kółko w lot po niebie. - Bardzo ładnie, ale nie mam dziś czasu na puszczanie kółeczek z dymu. Muszę znaleźć kogoś, kto weźmie udział w przygodzie, ale dość opornie mi to idzie.  
- No jasne, że opornie! W tych stronach trudno kogoś takiego znaleźć, ale nie przejmuj się wędrowcze. Możesz poszukać za wodą, a najlepiej z dala od tego kraju! W ogóle nie rozumiem po co komu i na co są przygody! Lipne to i nudne! Nie ma co zjeść, włóczysz się nocami po deszczu i w dodatku nie ma gdzie spać!- Bilbo prychnął pogardliwie. W końcu doszedł do wniosku, że towarzystwo tego dziwnego jegomościa nie jest mu odpowiednie i otworzył poranną pocztę, chcąc jak najszybciej się go pozbyć. Tyle, że wędrowiec nie ruszał się i z anielskim spokojem przyglądał poczynaniom hobbita, aż ten się wkurzył i odezwał: - Dzień dobry. My- wskazał na siebie palcem- nie życzymy sobie żadnych przygód. Tu jest pięknie, cicho i spokojnie. O przygodach nie ma mowy! 
„A na przykład Aria, życzyłaby sobie wiele przygód, mały wariacie” pomyślał Gandalf. 
 - Ach, hobbicie tak wiele znaczeń w twoich ustach ma dzień dobry!- powiedział wędrowiec- teraz mówisz mi drogą okrężną, że masz mnie dość i żebym stąd odszedł czym prędzej. A żeby dzień był naprawdę dobry mam się więcej nie pokazywać. 
 - Ależ co drogi panie?! Daj już spokój. Nawet nie znasz mojego imienia i nazwiska! 
 - Otóż tu się mylisz. Znam cię Bilbo Bagginsie i ty także znasz moje! Tylko masz taki... tymczasowy zanik pamięci. Moje imię brzmi Gandalf. Tak, Gandalf to ja i nie chce wierzyć, że syn Belladony Tuk tak mnie wita! A wita mnie jak jakiegoś pijanego goblina, pukającego mu do drzwi i proszącego o wódkę! 
 - Gandalf? Gandalf! Ten sam czarodziej robiący niezwykłe fajerwerki i puszczające je w noce sobótkowe u Starego Tuka? Och wybacz mi ale... Ten sam co podarował mu brylantowe spinki co same zapinają się i odpinają na rozkaz? Proszę cię o wybaczenie...
Rozkręcał by się dalej, gdyby nie nieznaczny ruch ręki czarodzieja. 
 - A cóż bym mógł robić innego? Ale udzielam ci wybaczenia i nawet więcej spełnię to o co prosiłeś. 
 - Ależ ja o nic nie prosiłem- zaoponował. 
 - Owszem, owszem dwukrotnie prosiłeś o przebaczenie, ale żeby ci go udzielić musisz wykonać jeden warunek. Musisz wziąć udział w przygodzie. Uwierz mi, wyjdziesz z tego korzystnie. Jako syn biednej Belladony, naprawdę ci to posłuży. 
 - Tyle, że ja sobie nie życzę żadnych przygód. Nie i już. Ale możesz wpaść do mnie jutro na podwieczorek. Tak, przyjdź jutro. Do widzenia.
To rzekłszy zamknął drzwi- tak by nie urazić czarodzieja i zaczął robić sobie wyrzuty czemu go zaprosił. „Ale jak to mawiał ojciec: jak się rzekło tak się nie odrzeknie” ta myśl wygrała. W tym czasie Gandalf zaśmiał się cichutko i podszedł do drzwi.
Dnia następnego zapomniał o Gandalfie. Niestety, jeżeli Bilbo czegoś nie zapisał w kalendarzu, po prostu o tym zapominał. W końcu po wzięciu się za podwieczorek zabrzmiał dzwonek do drzwi. Bilbo natychmiast sobie wszystko przypomniał i poleciał wstawić imbryk na herbatę, nakrył stół i położył talerz z ciastkami, po czym ruszył do drzwi. Otworzył je i już miał grzecznie przeprosić gdyby nie mały problem. W drzwiach nie stał Gandalf, lecz krasnolud. Miał błękitną brodę zatkniętą za złoty pas i oczy jasno błyszczące spod ciemnozielonego kaptura. Ledwie hobbit uchylił drzwi gość wpakował się do środka. Powiesił płaszcz na najbliższym kołku i odwrócił się do Bilba.                                                             - Dwalin, do usług- powiedział z ukłonem. 
 - Bilbo Baggins, nawzajem- odparł kulturalnie i również się ukłonił.                                                                                                                                      - Właśnie miałem usiąść do podwieczorku, jeżeli chcesz to proszę usiądź ze mną i zjedz. Usiedli razem przy stole, ale nie długo to trwało, gdyż rozległ się dzwonek jeszcze głośniejszy niż poprzedni. Hobbit zerwał się z krzesła i podbiegł do drzwi. Myśląc, że ujrzy Gandalfa otworzył drzwi.                                                                                                                                             - Widzę, że zaczynają się schodzić- rzekł i przedstawił się- Balin, do usług.                                 
  - Dziękuję- odparł zszokowany Bilbo i zaprowadził gościa do salonu. Zaproponował herbaty, lecz ten odparł, że woli piwo i ciasto. Hobbit zszokowany poszedł do spiżarni i przyniósł piwo oraz placek z kminkiem. Gdy wrócił do jadalni, zastał Balina i Dwalina gawędzących przy stole. Wtem dzwonek zadźwięczał raz i drugi, więc po raz kolejny poleciał do drzwi. „ Teraz nie ma co. To na pewno Gandalf” pomyślał. Tyle, że to nie był Gandalf. W drzwiach stał dwa krasnoludy, które miały nie więcej jak dwadzieścia Najprawdopodobniej bliźniaki, jeden trochę wyższy i ciemno włosy a drugi blondyn.                                                        - Kili, do usług- powiedział ciemnowłosy gość.                                                                                     - I Fili- dodał drugi, po czym obaj rozebrali się i weszli do jadalni mówiąc, że dochodzą do gromady. Bilbo niespecjalnie zadowolony wyrażeniem gromada wszedł do jadalni i upił łyk ze swojego kubka. W tym czasie krasnoludy rozmawiały o kopalniach, kłopotach z goblinami i spustoszeniami dokonywanymi przez smoki i o wielu innych rzeczach, których hobbit nie rozumiał. I nagle zadzwonił cztery razy dzwonek jak gdyby ktoś dla zabawy szarpał za sznur.  
  - Ktoś jest pod drzwiami- mruknął Bilbo.                                                                                             - Czterech ktosiów, sądząc z dzwonka- rzekł Fili- Zresztą idąc tu widzieliśmy ich daleko za nami. Biedny Bilbo podszedł do drzwi i okazało się, że nie czterech, ale pięciu krasnoludów. Ten piąty zdążył dojść, lecz nie zdążył zadzwonić dzwonkiem. Hobbit wszystkich gości wpuścił z czego każdy z nich kłaniał się w pas i mówił „do usług”. Po chwili znał już wszystkie imiona- Dori, Nori, Ori, Oin i Gloin, wkrótce też pięć kapturów: dwa purpurowe, jeden szary, jeden szary, jeden brązowy i jeden biały- zawisły na kołkach. Zebrała się całkiem spora gromada. Ten wołał o piwo, tamten o wino, a wszyscy o ciastka. I w ten sposób hobbit miał ręce pełne roboty. Potężny dzban kawy grzał się, gdy nagle dosłyszeli kołatanie do drzwi. Nie był to dzwonek, lecz wielka laska robiąca: trach i trach! Bilbo popędził zagniewany korytarzem i przy okazji do cna ogłupiały. Równie fatalnej środy w życiu nie pamiętał. Otworzył drzwi znienacka, tak że wszyscy runęli do środka. Czwórka krasnoludów i Gandalf, który stał za nimi i śmiał się głośno. To co wczoraj zrobił podchodząc do drzwi hobbita okazało się być tajemniczym znakiem, którą teraz zatarł porządną szramą.                                 
 - Ostrożnie, ostrożnie- wołał- Wcale to do ciebie nie podobne, mój Bilbo, żeby najpierw trzymać nas na ganku a potem otwierać drzwi tak jakbyś z procy strzelał. Pozwól, że ci przedstawię: oto Bifur, Bofur, Bombur, ale przede wszystkim Thorin!                                            - Do usług!- krzyknęli Bifur, Bofur oraz Bombur, stając w szeregu. Powiesili na kółkach dwa kaptury żółte, jeden jasnozielony, oraz czwarty: błękitny z długim srebrnym chwastem. Błękitny kaptur należał do Thorina, ogromnego, dostojnego krasnoluda: oczywiście do Thorina Dębowej Tarczy, przy okazji niezbyt zachwycony, że zdarzyło mu się paść plackiem w sieni Bilba, z Bifurem, Bofurem i Bomburem na grzbiecie. A trzeba wiedzieć, że Bombur był gruby co się równa ciężki. Thorin nic nie powiedział o usługach, więc hobbit w kółko powtarzał „och przepraszam” aż dumny krasnolud odparł „nie ma za co” i rozchmurzył czoło. W tym czasie Gandalf rozejrzał się i stwierdził szeptem, że jednej osoby brakuje.             
- No Bilbo, zebrało się wesołe zgromadzenie! Mam nadzieję, że dasz mi trochę czerwonego wina, bo wolałbym nie pić herbaty.                                               - Ja też- powiedział Thorin.                                                                             - I o konfitury malinowe, i o szarlotkę.                                                             - I o paszteciki z mięsem, i o ser.                                                                   - I o wszystko co dobre- rzucił Bombur.                                                           A krasnoludy z jadalni wołały o jeszcze trochę ciastek, sałatek i innego jedzenia. - Bądź tak dobry i ugotuj kilka jajek!- rzucił Gandalf po czym uciszył wszystkie tu zebrane osoby. Bilbo w tym czasie poszedł wstawić jajka.- Posłuchajcie mnie krasnoludy. Chcieliście towarzysza do swej przygody i już go widzicie, ale mam jeszcze jedną osobę do tej wyprawy.
 - Kogo?- spytał rzeczowo Thorin.
    W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi i Bilbo podszedł do nich. Dzwonek był subtelny i stanowczy jednocześnie. Hobbit złapał za klamkę i otworzył drzwi.
x

5 komentarzy:

  1. Widzę, że blog zapowiada się bardzo ciekawie :)
    Opowiadanie jest bardzo ciekawe, już czekam na kolejne, tylko ciężko się czyta :(
    +obserwuje



    Zapraszam do mnie:
    http://getaway-from-reality.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy rozdział mógł być trochę trudny. Chodzi o to, że mam wielki sentyment i szacunek do Tolkiena i tak się pogmatwałam. 2 będzie lepszy.

      Usuń
  2. Czekam na koleją część, bo chcę wiedzieć kto jest koleją osobą :)
    Jak dla mnie super blog i opowiadanie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. fajne opowiadanie, ale oczy bolą od takiego połączenia kolorów, tak to fajne ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawie pisze, jednak wygląd jest tak okropny, że z trudem przeczytałem wpis!
    http://poczytajmiwmyslach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń